sobota, 31 maja 2014

Zaklinacz czasu + Nails

Hello my lovers!
Zaproponuję Wam dzisiaj książkę nietypową, dla mnie inną, intrygującą, wprawiającą w zadumę i jednocześnie będącą szybką i lekką lekturą na wolne popołudnia.

Czym jest czas, skąd się bierze i czego dotyczy- tak naprawdę zastanawialiście się nie raz. Jednak czy ktoś zadał sobie pytanie 'Kto wymyślił czas'? Ja- nie, ale autor tej książki owszem i ukazał to w sposób niebywały. 
Posługując się prostym językiem, Mitch Albom nakreślił trzy sylwetki: Dora, Sarrah oraz Victora. Trzy, zupełnie różne postacie, kierujące się innymi ambicjami łączyło jedno- pragnienie czasu. Jedni chcieli go mniej, inni dużo, dużo więcej. Nie mniej jednak to właśnie czas- a raczej jego brak- uświadomił im jak głupie decyzje życiowe podejmowali, co powinni byli zrobić, aby docenić życie. 
Polecam gorąco, dawno nie czytałam równie przyjemnej książki mającej tak głęboki przekaz.

A teraz z innej beczki- tej kosmetycznej- pokażę Wam moje paznokcie, nad którymi męczyłam się trochę i, mam nadzieję, ktoś to doceni :)

polka dots + hearts

ombre + panterka


I co sądzicie? Ja wiem, że to nie jest nie-wiadomo-co, ale starałam się i wszystko zrobiłam za pomocą dwóch lakierów Lovely, jednego Wibo i przyrządu do zdobień.
Na koniec łapcie mnie, bo dawno mnie tu nie było (w sensie, że na zdjęciu), zwłaszcza all natural (bez makeup'u, jak coś).

wow selfie takie w łazience wow taka naturalna wow kaczy dziób wow

Buuuźka! 

ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI SPRZEDAŻ :)

P.S. :)
Pieseł też chciał się pokazać ;)

poniedziałek, 26 maja 2014

Uzależnienie

Ostatnie dni spędziłam bez internetu, bo spalił mi się modem. Reakcja mojego szesnastoletniego brata była oczywista- walenie pięścią w klawiaturę, nerwy, wyzwiska, trzaskanie drzwiami i rzucanie wszystkim, co popadnie. Ja na szczęście nie jestem uzależniona. Nie miałam problemu z tym, że nie sprawdzę powiadomień na facebooku, nie odświeżę poczty na WP i nie przejrzę nowości na instagramie. Oglądałam telewizję, czytałam książki i długo spałam. I przeżyłam. Da się żyć bez internetu, choć w dzisiejszych czasach jest to spore utrudnienie. 

Uzależnienia można zwalczyć, jeżeli tylko się chce. Nie rozumiem sformułowań 'nie rzucę fajek, bo nie potrafię'- a ja paliłam trzy lata i rzuciłam. Niech będę dla Ciebie przykładem i natchnieniem, jeśli tylko chcesz. Ważna jest silna wola. Żadne tabletki i plastry nie pomogą, jeżeli się tego nie chce. Podobnie jest z innymi uzależnieniami. Wystarczy chcieć

Uzależnienie może być tak naprawdę od wszystkiego. I od każdego. 
Papierosy, kawa, żarcie z McDonald's, wódka, marihuaen, muzyka, on.
Ja się uzależniam. 
Od niego.
źródło

Kiedyś miałam uzależnienie od papierosów. Ciekawe, bo mam dopiero 19 lat, zatem gdzie znajduje się w mojej przeszłości to 'kiedyś'? A w momencie, w którym poznałam chłopca właśnie od papierosów uzależnionego. To stało się punktem zaczepienia. Na przerwie wychodził na 'szluga', a ja szłam z nim. I tak powstał związek. Wtedy wydawało mi się, że jestem uzależniona od niego. W rzeczywistości była to nikotyna. Z perspektywy dnia dzisiejszego patrzę na tamtą mnie, jak na kretynkę desperacko poszukującą miłości życia. I przez pewien okres (bo dwa lata) byłam pewna, że to właśnie ten jedyny. Bzdura jakich mało. Na szczęście związek ten skończył się o tyle szybko, że dziś już nie pamiętam, jak tamten chłoptaś wyglądał. 


Uzależnienie od tego chłopca minęło, ale uzależnienie od nikotyny nie. Próbowałam nawet innych 'środków', na szczęście nie spodobały mi się efekty końcowe, więc odpuściłam. I trwało ono trzy długie lata, aż zorientowałam się, że żółkną mi zęby, śmierdzą ubrania i włosy, a palenie papierosów nic nie daje. Rzuciłam to. 

Dzisiaj nie mam żadnego nałogu, poza jedną osobą. Poza nim. Moim M.
Jesteśmy ze sobą zaledwie kilka miesięcy, ale czuję, że mogłabym spędzić z nim o wiele, wiele dłużej. 

On nie ma uzależnień, ale darzy coś dość sporym uczuciem, choć nie większym, niż darzy mnie. 
Nie powiem, czym jest jego uzależnienie. Mogę powiedzieć, że walczę, bo mi zależy. Walczę, bo kocham. I walczę, żeby się tego pozbył. I przetestowałam wszelkie metody na walkę z tym uzależnieniem, ale nie dałam rady. Jeszcze. Ale się nie poddam. Będę cierpliwa dla siebie i dla niego. I wygramy. Kiedyś.

A ty, jakie masz nałogi, uzależnienia? Wypowiedz się, chętnie poczytam :)
Do następnego razu!

P.S. Pojawiła się nowa zakładka 'Sprzedaż', w której, jak się domyślacie, możecie przeglądać i, jeżeli jesteście zainteresowane, kupować to, co mam właśnie na sprzedaż. Zapraszam serdecznie :)

czwartek, 15 maja 2014

Z pamiętnika maturzystki

Hej, cześć i czołem!

Jak było? Co wybrałaś? Trudne? Ile mniej więcej Ci punktów wyjdzie? Zdasz (xD)? Wszyscy zadają w koło te same pytania i nie ma co się dziwić- ludzi po prostu interesuje jak to mniej więcej wygląda. Postanowiłam, że zrobię tutaj taki mały pamiętnik, którego nie będę pisać w jeden dzień, a po każdej maturze. Jeżeli jesteście ciekawi, zapraszam dalej :)

PONIEDZIAŁEK 5.05.14 JĘZYK POLSKI pisemny
godz.6:30
Zadzwonił ten posrany budzik, wyłączyłam go i leżałam jeszcze z minutę. Kilka sekund później z pokoju obok dobiegł również dźwięk budzika, a potem była cisza, zwlekające się z wyrka cielsko i ociężale stawiane kroki, pomału, w stronę mojego pokoju. Otworzyłam jedno oko, żeby nie było, że nie śpie (z rana nie jestem zbyt komunikatywna, więc zapytania w stylu "Śpisz?" są mega drażniące), mama upewniła się jednak mówiąc "Wstawaj, bo nie zdążysz" i wyszła. Wstałam, poszłam do kuchni, zjadłam bułkę i wypiłam herbatę, żeby mi nie burczało w brzuchu (a mam do tego tendencję). Ale to nie ważne. Ważne, że miałam przeczucie. Coś w kościach mówiło mi "Przeczytaj streszczenie Potopu, bo diabli wiedzą", a więc wzięłam do ręki tą mini ściągę z Grega i czytałam. Może pół minuty mi zajęło. Wkręciłam się, to przeczytałam wszystkie streszczenia, a co! Ubrałam się, wyszłyśmy (dojeżdżam do szkoły godzinę, więc wolałam, żeby mama zwalniała się codziennie z pracy godzinkę, bylebym dotarła na czas) i ruszyłyśmy w siną dal. W samochodzie powtarzałam sobie style językowe, ale mniej skupiłam się na funkcjach.

Jakim zaskoczeniem były trzy pytania o funkcje na maturze, tego sobie nie wyobrażacie. A jeszcze lepszym był fakt, że przewidziałam obie lektury. Jak? Daty. Rocznice śmierci, narodzin. Polecam przyszłym maturzystom przejrzeć kalendarium- sprawdza się. W każdym razie wybrałam temat związany z Potopem, jak mi poszło okaże się w czerwcu.

Pierwsze co zrobiłam po przyjściu z matury, to rzuciłam się na słodkie. Potem był obiad i poszłam hasiu. A potem kuzynka namówiła mnie do sprawdzania odpowiedzi, więc zaczęłam i skończyłam na 3 z rzędu źle zrobionym zadaniu. Nie będę się stresować, bez jaj. To, że ktoś podał przykładowe odpowiedzi, bo myśli, że tak mogłoby być nie znaczy, że CKE to miało na myśli (heloł). Dlatego nie polecam sprawdzać nikomu, ani z matmy, ani z angielskiego. Lecę spać, jutro wstaję tak samo...

WTOREK 6.05.14 MATEMATYKA pisemna
godz. 6:30
Wstałam, jak gdyby nigdy nic, ubrałam się i ponownie samochodem dotarłam do szkoły. Dużo przed czasem. Pełny luz i przybory w ręce. Na sali też. Początkowo zastanawiałam się czy to jakieś jaja, bo wszystko wydawało się być za trudne. Do zadań otwartych podchodziłam po kilka razy- w rzeczywistości każde zrobiłam i jestem prawie pewna, że dobrze. Chociaż nie wiem, czy mój turysta mógłby iść tak wolno, ale patrząc na to, że wchodził pod górę mogłabym się uprzeć, że jest to możliwe.

Z tą maturą nie mam złych wspomnień. Lubię matmę, może nie od zawsze, ale chociaż od liceum. I mimo tego, że matury nie zawsze dobrze mi wychodziły, to pod koniec roku zmobilizowałam się i testy pisałam śpiewająco.

Przed angielskim też się nie bałam, więc byłam na przejażdżce rowerowej, szwendałam się po osiedlu i tak dalej. Zasnęłam spokojnie.

ŚRODA 7.05.14 JĘZYK ANGIELSKI pisemny
godz. 6:30
Podobnie jak w dniu poprzednim, wstałam, wyszykowałam się i poleciałam. Egzamin w ogóle mnie nie stresował, bo na angielskim jeszcze nigdy w życiu się nie przejechałam. Tym razem było podobnie i wyników nie sprawdzam, bo i tak jestem pewna że będzie bliżej do 100%, niż do 30% (skromna ja, a co!)

godz. 11:20
Cholera, o 14:00 rozszerzony- co mam robić te trzy godziny? A, już wiem! Pójdę spać na ławce, jak menel!

godz. 17:00
Wizja powrotu do domu o tej godzinie wydaje się być coraz bardziej zniechęcająca. Ale co zrobię? Wsiadam w ten autobus i jadę do domu. Godzinę. Tak, godzinę.

Pod wieczór z kolei miałam mały stres z tytułu następującej części ustnej również z języka angielskiego. Wzięłam podręcznik w obroty i zaczęłam sprawdzać moje vocabulary. Okazało się, że na poszczególny dział podręcznikowy nie wiedziałam może kilku słówek, więc uspokoiłam się, wpierdzieliłam tabliczkę czekolady i poszłam spać.

CZWARTEK 8.05.14 JĘZYK ANGIELSKI ustny
godz. 6:30
Od momentu, gdy wstałam, przechadzałam się od ściany do ściany myśląc 'A co, jeżeli trafię na jakiegoś ptaka? Na przykład mewe? Nie wiem k$%^a, jak jest mewa!' Oczywiście mama uspakajała twierdząc, że akurat ja angielskiego bać się nie muszę. Miała racje.

Jeszcze przed wejściem do sali stukałam dowodem o dłoń i oglądałam zdjęcia na korytarzu. Potem padło moje nazwisko i nic już nie pamiętam... Dobra, żartowałam. Pamiętam wszystko. Na początek pytania rozgrzewające w stylu 'Kto jest najważniejszą dla Ciebie osobą i dlaczego?', a potem był zestaw. Trzy zadania. Pierwsze z chmurkami: moja egzaminatorka to nagle moja koleżanka z wymiany zagranicznej, przyjeżdża do mojej szkoły i co? I mam jej powiedzieć jak będzie wyglądać: zakwaterowanie, wyżywienie, zajęcia szkolne oraz co zwiedzimy. Dla mnie proste. Dalej opis obrazka: pokaz mody. Nie byłam pewna co powiedzieć, to dodałam że jest sezonowy na wiosnę, chociaż nie jestem pewna, bo pani po środku ma czapkę zimową. Najważniejsze, że mnie zrozumiano. I ostatnie zadanie, to wybór plakatu dotyczący palenia papierosów, który najlepiej do mnie przemawia (why/why not?) Wybrałam pierwszy, ale potem zgłupiałam bo stwierdziłam, że jednak wolę trzeci. Kilka pytań końcowych i po maturce. 93/94% :) Wybaczcie, że się chwalę, ale to jedyny wynik, którym będę mogła się pochwalić, haha!

CZWARTEK 15.05.14 JĘZYK POLSKI ustny

Nadszedł dzień egzaminu, którego obawiałam się najbardziej. W ciągu kilku ostatnich dni widziałam dwadzieścia postów na facebooku o treści 'Jak wszyscy, to wszyscy- 100% z ustnego polskiego :)' A jak ja się z tym czułam?

Poza tym, że byłam przygotowana i nie powinnam się bać niczego i nikogo, to jednak nerwy robią swoje i miałam wrażenie, że zemdleję. Jeszcze przed wejściem do sali gadałam mojemu koledze całą prezentację, która zajęła mi 10 minut- na egzaminie zaś mówiłam z jakieś 7. Dostałam speed'a niesamowitego! Ja nawet nie wiem czy te panie na spokojnie wyłapały co i jak. No i jedna z pań, która była spoza szkoły chyba mnie nie polubiła i kazała mi praktycznie mówić to samo, co prezentowałam. Tylko pytanie ' Po co ja to prezentowałam, jak nie wychwyciła tych elementów?' cisnęło mi się na usta. No, ale zdać zdałam, a to najważniejsze.



Teraz, będąc po maturach odpoczywam, mam cztery i pół miesiąca na pisanie postów dla Was oraz pracę nad moim i Monnie małym projektem, czyli Skinny W Bikini na osobnym blogu. Tak, od teraz jesteśmy tam i zachęcamy do przyłączenia i wspólnych ćwiczeń.
A Wam jak matury poszły? Dajcie znać! W końcu to wciąż świeży temat :) 

piątek, 2 maja 2014

Jak się wypowiadać?

No jak? I na co, a po co i do czego? 

Do napisania tego postu, kolejnego z resztą z serii 'nie wiem o czym pisać, napiszę o uczuciach' zdecydowałam się po obejrzeniu kolejnego bloga kosmetycznego. Nie powiem czyjego, nie powiem o czym i kiedy. Powiem tylko, że dość mam tej ciągłej monotonii. Zupełnie jak o lovestory Trybsona i Elizy. Ot co. 


Będę dzisiaj bardzo dosłowna, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Przede wszystkim chodzi mi o blogi. Blogi różne i wszelakie, od kosmetycznych przez lakieromaniakowe i kulinarne do tych modowych oraz 'jak stać się fit' (przy okazji zapraszam na SKINNY W BIKINI). I nie wiem jak Was, ale bardzo mnie wkur#$a kolejny post o dupie maryni, za przeproszeniem. No bo, do cholery, ile można czytać w kółko o szamponie firmy krzak, gdzie recenzja wygląda mniej więcej tak: konsystencja lejonca, zapach ładny, kolor mój ulubiony. Zatem bloggerki kosmetyczne, kosmetykoholiczni i inne takie niech się zastanowią, czy nie robią tego samego, co ich koleżanki 'ścianę obok'. 
Ale dlaczego miałyby to robić? Przecież niech każdy prowadzi swojego bloga jak chce, bla bla bla. Okej, znamy to i przerabiamy przy każdej możliwej okazji. To nie jest tak, że ja chcę teraz obrazić wszystkich w koło, czy zmienić albo wpłynąć (no, może a little bit) na nich. Tu chodzi o dbanie o czytelnika.
Yes, I said that and I'm proud. 
Rozumiecie, o co mi chodzi? Nie?
I do czego szanowna autorka zmierza? 
Sprostuję. 
Chodzi mi kurka o to, że przewijając suwak bloggera widzę recenzję czegoś tam, albo post z ciuchami. Okej, wchodzę i szukam something interesting. I nic. Pustka. Niby są zdjęcia w HD i w ogóle łał, szablon pięknie wykonany (pewnie kupiony) i jeszcze w tle gra melodyjka- istny afrodyzjak! Z drugiej strony znowu widzę tego samego sponsora, ten sam tekst i nic więcej. 
Już mniej więcej czujecie ten temat? Nie?
No dobra, to może inaczej. Czytelnik nie ma swobody w wypowiadaniu się. I spytasz 'Jak to? Przecież nikt nikomu nie zakaże wyrażać opinii!'- no tak to, drogi blogerze, że czytając kolejną recenzję wosków YC albo o bluzce (wow bardzo przewiewna wow tyle radości wow) komentator nie może być oryginalny. Albo napisze, że miał taki produkt i sobie chwali, lub nie, albo że nie miał, ale chciałby mieć, lub nie, ALBO heeej fajny post, zapraszam do siebie, buźka! Dla mnie osobiście takie komentarze są nudne jako dla osoby, która sama musi je pisać, bo nie chce zawieść danego blogera, a co dopiero z perspektywy takiego autora. Mówi się przecież, że jak masz pisać bzdury, to nie pisz wcale (z mową też jest podobnie, ale okręciłam to dla potrzeb posta), ale ja chcę komentować, chce się wypowiadać i uwierzcie mi, że większość blogów, które czytam (na szczęście) nie są takimi kopiami, więc mam pewnego rodzaju swobodę. Ale co z pozostałymi? 

Mam wrażenie, że moi czytelnicy też mogą mieć problem z wypowiadaniem się. No bo co mogą napisać pod postem w takim stylu, jak ten? Okej, laska się wypowiedziała. Co dalej? Skończyła już wątek, czy coś tam jeszcze wyskrobie? A może to była wersja robocza, a głupia zamiast zapisać- opublikowała. 
I pytanie skąd ja to wiem? Kurcze no stąd, że rośnie liczba obserwatorów, ale komentarzy coraz mniej. I zastanawiam się czemu. Statystyki też rosną w górę, jak szalone. Ale jedno, drugie i trzecie są zupełnie nieadekwatne. I nie wiem, czy jestem kolejną blogerką, która przewija te same tematy, czy po prostu nikomu nie chce się czytać. 
Dajcie mi znać, co uważacie. Zgadzacie się, czy nie? Chętnie z Wami o tym podyskutuję :)

Ten post był taką miłą odskocznią od zbliżających się matur (Panie, trzymaj mnie w opiece), ale koniec tego dobrego. Lalka, Wesele, Pan Tadeusz oraz literatura z okresu wojennego , a zwłaszcza to ostatnie to moje przeczucia związane z językiem polskim. 

Pamiętajcie, żeby trzymać za mnie kciuki!! :) Buźka