sobota, 25 stycznia 2014

Baby it's cold outside!

Cześć!
Wybaczcie, że tutaj posty są tak rzadko, ale staram się jak mogę! Nie chcę pisać byle jakich postów o byle czym, więc stawiam na jakość, nie na ilość.
Temat notki nie do końca wskazuje o czym dzisiaj się wypowiem, więc żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, dzisiaj będzie o mojej 'skin care routine ' :) 
Jak wszyscy dobrze wiemy, teraz, kiedy jest ponad -18st. na zewnątrz, nasza skóra wręcz błaga o nawadnianie i nawilżanie. Nie jest to lato, więc wody dostarczamy jej pijąc i myjąc się. Niestety, zimą nie wystarcza typowe 'pluskanie' w wannie. 
Pokażę wam kilka produktów, z którymi zwalczam chłody i mrozy.

Twarz:

Przed nakremowaniem, zawsze skóra powinna być oczyszczona z niedoskonałości. Dla przypomnienia: nawet, gdy jesteście strasznie zmęczone, zawsze pamiętajcie o zmywaniu makijażu. Podczas snu, nasza skóra regeneruje się, dlatego potrzebny jest jej dostęp do tlenu. 
W tym celu używam GARNIER SKIN NATURALS Czysta Skóra 3w1 (dla cery tłustej i mieszanej z tendencją do niedoskonałości).


Od producenta: Gama Czysta Skóra została specjalnie stworzona, aby pomagać zwalczać niedoskonałości i redukować nadmiar sebum. (...) Czym się wyróżnia? Używa się go zarówno jako kremu myjącego, jak i peelingu oraz maseczki.
Ode mnie: Mamy trzy warianty, ja używam go jako peelingu i moja skóra zawsze jest (po takim zabiegu) miękka i oczyszczona. Czy zauważyłam zmniejszenie sebum? Tak! Nie spodziewałam się, że po tak krótkim czasie zauważę pozytywne rezultaty (używam go ok.2 tyg.) Jestem mile zaskoczona i polecam z czystym sumieniem :)
Po oczyszczeniu skóry czas na odpowiednie nawilżenie z CERA SOLUTIONS krem do skóry trądzikowej.


Od producenta: krem nawilża, reguluje wydzielanie sebum i matuje skórę; poprawia wygląd skóry ze skłonnością do wyprysków; szybko się wchłania, nie zatyka porów; nawilża, łagodzi i regeneruje.
Ode mnie: Może moja skóra jest odpowiednio nawilżona, tak jak potrzebowałam, ale ten krem na pewno jej nie zmatowił. Czy dzięki niemu zmniejszył mi się trądzik, lub ilość wyprysków? Możliwe, że przyczynił się do tego, jednak wiem, że w tym czasie chodziłam na solarium i uważam, że to głównie przyczyniło się do zmian. Polecam tylko pod względem nawilżenia i tego, jak miękka jest po nim skóra.

Kiedy mamy skórę 'z głowy', czas na nawilżenie ust, które o tej porze roku bardzo dużo od nas wymagają. Jeszcze nie spotkałam osoby, która nie miałaby spękanych lub lekko wysuszonych warg. Ja dbam o swoje przy pomocy WAZELINY białej.



Od producenta: Wazelina do farmaceutycznej czystości posiada szereg cennych właściwości ochronnych dla skóry. Nawilża, łagodzi podrażnienia. Tworząc warstwę izolacyjną chroni usta, ręce przed wysuszeniem i nie dopuszcza do tworzenia suchego, łuszczącego się naskórka. Doskonale zabezpiecza przed wpływami czynników atmosferycznych. Idealna do pielęgnacji cery suchej, wrażliwej, skłonnej do podrażnień.
Ode mnie: Dużo mówić nie muszę- wazelina robi swoje, leczy rany na spękanych ustach, koi (możliwy)ból i szybko je regeneruje. Nic dodać, nic ująć :)

Ciało:

Po kąpieli nasze ciało woła o więcej i więcej, zatem aby dostarczyć odpowiedniej ilości nawodnienia, sięgam po DECUBAL CLINIC CREAM odżywczy i nawilżający krem do skóry suchej i atopowej (niestety bezzapachowy) 


Od producenta: Krem nawilżający i odżywczy zawierający naturalne lipidy, przeznaczony do pielęgnacji skóry suchej i atopowej.
Ode mnie: Choć skóry suchej nie mam, to nawilża ją dobrze. Jedyny minus tego balsamu jest taki, że zostawia tłustą warstwę na bardzo długo.

Dłonie:

Szczególnie Nasze dłonie wołają 'WODY!' w te dni, dlatego powinniśmy pamiętać również o tych partiach skóry, które chowamy pod rękawiczkami. Do tego służy mi CINDY krem do rąk (z witaminą A+E)



Od producenta: Krem glicerynowy z silikonem, bogaty w składniki odżywcze dla skóry rąk. Doskonale nawilża, natłuszcza i łagodnie rozjaśnia naskórek. Łatwo wchłania się w skórę. Chroni przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych.
Ode mnie: Zgadzam się z wszystkim, o czym producent wspomniał. Poza działaniami, ma piękny, czysto kremowy zapach, dlatego jest moim ulubieńcem do rąk.

A Wy, jak dbacie o są skórę zimą? Muszę się przyznać, że do tego roku nigdy nie dbałam o skórę. Widzę jednak, że z wiekiem wymaga ona ode mnie coraz więcej, dlatego od teraz poświęcam jej większą uwagę :)
Buźka!


P.S. Nawet nie zauważyłam, bo to wydaje się mało na tle innych blogerek, których blogi czytam i obserwuję, ale bardzo dziękuję za ponad 10 tysięcy wyświetleń i prawie 40stu obserwatorów! 
Cieszę się, że doceniacie moje starania :))

środa, 15 stycznia 2014

Studniówkowe Love?

...a może totalne nieporozumienie i strata czasu?

Jak się domyślacie, dzisiaj prawić będę o studniówkach, albowiem za dwa dni czeka mnie ta impreza i nie mam pojęcia, czy z tego tytułu powinnam się cieszyć, czy płakać. Pomijając już fakt, że jest to impreza na jedną noc, a szykujemy się kilka tygodni. Do tego dochodzą niezliczone koszta za sukienkę, buty, makijaż, fryzjera, manicure, dodatki oraz (rzecz jasna) samą studniówkę. Możemy się tutaj wykosztować nawet za 1000 złotych (niektórzy to przynajmniej za tyle), a nie raz i tak impreza okazuje się klapą i mamy ochotę stamtąd uciec. Pytanie: czy warto - wcale nie jest tak proste, jakby się wydawało.

Należy przede wszystkim rozważyć powyższe czynniki, czyli czas przygotowań, kwotę, prawdopodobieństwo czy impreza będzie udana oraz (chyba najważniejsze) czy idziemy sami, czy z partnerem. Ostatnie wydaje się oczywiste, bo przecież jak można iść na studniówkę solo? No, można. Jeżeli ma się chłopaka/dziewczynę, to rozwiązanie proste, bo tę drugą połówkę ze sobą zabieramy. Nawet w sprawie kosztów, nasz partner/ka zawsze może za siebie wyłożyć, a my możemy zwrócić później (lub nie ;P). Kiedy jednak nie mamy swojej drugiej połówki, zaczynamy chwytać się pierwszej lepszej deski ratunku. Tylko po co? Dwie alternatywy: bulić za 'kolegę', którego nie będzie można na chwilę zostawić samego, bo będzie się nudził, lub nie brać nikogo i zaoszczędzić pieniądze. 

Mój wybór to iść na studniówkę (bo jest raz w życiu!) i to solo. Dlaczego? Nie widzę sensu w braniu kolegi/znajomego i płaceniu za niego tylko po to, żebym potem nie mogła czuć się swobodnie i musiała spędzić z nim cały wieczór. Mówi się, że nawet branie swojego chłopaka/dziewczyny nie jest dobrym rozwiązaniem, kiedy owa osoba nie jest obeznana w towarzystwie. Pomijając już kręgi towarzyskie, partner sam się nie opłaci. Już i tak duża sprawa, bo musi załatwić sobie garnitur, a gorzej, kiedy mamy partnerkę i musi ona się wyszykować tak, jak inne panny na studniówkę.

Nie wrzucę teraz zdjęć sukienki, będzie to moja tajemnica aż do piątku. Zamiast tego zamieszczam zdjęcia moich butów i paznokci :



























Zdjęcie paznokci jest zamazane, ale są one w naturalnym kolorze płytki z delikatnym brokatem. Buty widzicie w całej okazałości z każdej strony. Są mega wygodne, ale nie wiem czy wytrzymam w nich choćby godzinę. Nie umiem chodzić w butach na obcasach i chyba nigdy się nie nauczę, więc ogromne wyzwanie przede mną.

Pro po studniówki, kto z Was wierzy w zabobony? A może znacie jakieś fajne tradycje? O podwiązce wiadomo, wiem też, że muszę mieć coś czerwonego (i tą samą rzecz muszę mieć na maturach), słyszałam też o tym, by nie ścinać włosów w czasie od studniówki do matur. Znacie więcej? Jestem strasznie ciekawa! Dajcie znać :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Attention, Attention!!

Kochane!!

Od dzisiaj na blogu pojawiają się duże zmiany. Wiem, przecież dopiero zaczynam przygodę z Cantedeskią - i nie zamierzam z tej przygody rezygnować! Zostaję, ale pod inną nazwą. Colour-your-own-life.blogspot.com - to jest nowa nazwa. Dlaczego taka, a nie inna? Bo strasznie nie lubię, kiedy ktoś próbuje układać komuś życie pod postacią 'wskazówek' i rad, typu 'wierz mi, swoje przeżyłem/am'. Chodzi o to, żeby każdy zajął się sobą, bez mieszania w cudze sprawy, bez hejtów i tej głupiej zazdrości o 'nic'. Domyślam się, że wszyscy zrozumieją, o co mi chodzi. Ten blog jest o mnie, a tamten jest o Tobie i trzymajmy się tego. 

Czy coś mnie do tego zmusiło? A może jakaś sytuacja wpłynęła na taką decyzję? Nie, nic wielkiego się nie stało, bo przecież nie jest nowością, że każdemu z nas wciska się rady takie, które ktoś uważa za słuszne. Decyzja była spontaniczna, poza tym nie byłam do końca przekonana co do nazwy charakterystycznej dla kwiatka. Bo przecież nie jest to blog o florze i faunie, a o życiu codziennym. 

Jeżeli możecie/chcecie, to pozmieniajcie w swoich bloglovinach, bo nie gwarantuję, czy nastąpi przekierowanie na ten, nowy adres. 
Nie jestem pewna, czy wszyscy obserwatorzy regularnie mnie odwiedzają, jednak jeżeli takie osoby są, to na pewno zauważyły zmiany w szablonie. Cała szata graficzna bloga jest wymieniana i projektowana na nowo. Proszę więc o cierpliwość, bo przez jakiś czas będą jeszcze ślady po Cantedeskii. 

No i najważniejsze, muszę w końcu obrać odpowiedni kierunek, w jakim ten blog będzie zmierzał. Póki co jest to ogólnie lifestyle z domieszką co polecam (lub nie). Mój styl pisania, język i gramatyka (bo każdy błędy popełnia) też nie ulegnie zmianie. Tak jak wspomniałam, pozostaję sobą i nic większego nie zmieniam, poza nazwą, przesłaniem i całą 'otoczką'. 

To co, trzymamy kciuki, by ta nazwa się przyjęła? Czy ktoś wolał Cantedeskię? :)) Mi osobiście nie będzie jej brakować. Zmiany często są dobre, oby i ta wpłynęła pozytywnie.




niedziela, 5 stycznia 2014

Pędzle do makijażu Elite

Hej mordki!

Dzisiaj recenzja pędzli od Elite, a mianowicie pędzla do pudru oraz do różu/brązu. 
Piszę o tym, bo poprosiła mnie jedna z obserwatorek i uznałam to za dobry pomysł.
Dlaczego? Bo nie każdego stać na pędzle od MAC czy HAKURO, a warto pokazać coś, co mogłoby być odpowiednikiem.
Tymi pędzlami powinny być zachwycone zwłaszcza osoby początkujące, takie jak ja. Do tej pory używałam tylko gąbek dołączonych do produktu lub małych pędzelków przypominających te do farbek akwarelowych :) Nabył je mój ŚM w Rossmanie (widziałam je tam na 100%!)

Dołączam ich zdjęcia i leeeecimy :

Tak sie prezentują (od lewej) : pędzel do pudru  oraz do różu/bronzera.
A teraz po kolei, osobna recenzja:

Nie miałam nigdy żadnego pędzla do różu, więc nie mam odniesienia, czy porównania. Uważam jednak, że dobrze rozprowadza produkt na skórze, nie osypuje go i nie oprusza. 
Pędzel ten jest bardzo mięciutki w dotyku i jest delikatny dla skóry. Nie zauważyłam u niego wypadającego włosia, a odkąd go używam (dość krótko) prany był kilka razy. 

Podobnie jak z pędzlem powyżej - nigdy nie używałam pędzli do nakładania pudru. I również, dobrze rozprowadza produkt i nie osypuje go. 
Włosie jest miękkie, prany był również wielokrotnie, ale tutaj pojedyncze włoski wypadły mi co najmniej 4 razy. Może to felerny model, a może one takie już są i prędzej czy później się rozlatują. Pożyjemy, zobaczymy.

Na dzień dzisiejszy jestem zadowolona z aplikacji tymi pędzlami i jako, że kosztują niewiele, to można sobie pozwalać nawet na częstą ich wymianę. :)



***

A teraz trochę muzyki, bo dawno nic nie wrzucałam, a przecież codziennie ładuję sporą jej dawkę :)
Łapcie!



A tymi dwiema dziewczynkami zainteresowała się sama Beyonce! Cudne głosy :)


To tyle na dziś, trzymajcie się ciepło, a ja wracam do pracy nad maturą ustną z języka polskiego. Ehh tyle roboty... :(
Buźka!

czwartek, 2 stycznia 2014

Balea - dlaczego nie kupię

Hej hej hej!

Długo we wstępie nie będzie, bo chcę przejść od razu do rzeczy.
Chciałam tylko życzyć Wam DO SIEGO ROKU! :)



Produkty od firmy Balea (od lewej) : odżywka do włosów, szampon i żel pod prysznic.
Żeby nie zanudzać, przejdę do sedna.

Zapach : odżywka pachniała odżywką, nic specjalnego w niej nie wyczułam ; szampon pachniał pięknie figą, utrzymywał się dość długo na włosach za co dostaje plusa ; żel pod prysznic powalił mnie na kolana swoim zapachem - jagody, jagody, jagody! żyć nie umierać! niestety po kąpieli nie było go czuć w ogóle na skórze

Wydajność : produkty dotarły do mnie 16 grudnia i od tego dnia były używane codziennie w dużych ilościach aż po dzień dzisiejszy (tak, dokładnie przed chwilą wyrzuciłam puste butelki) - nie wiem czy taka wydajność jest na plusie, bo wychodzą mniej więcej dwa tygodnie, ale muszę dodać, że zawsze nakładam dużo produktu, zatem dla oszczędnych pewnie rozciągnie się to na ok.miesiąca

Konsystencja : odżywka miała konsystencję moim zdaniem prawidłową - taką, jaką odżywka mieć powinna ; szampon był zbyt płynny, nie wiem co było tego przyczyną, ale nie spodobało mi się to ; żel, podobnie jak szampon zbyt wodnisty, ciężko z utrzymaniem produktu w ręce i bezpiecznym nałożeniem na daną część ciała (po drodze ZAWSZE coś mi gdzieś wyciekało)

Działanie : Tutaj pozwolę sobie na większe opisy, choć nie mega obszerne. 

Odżywka nie spełniała swej roli absolutnie. Włosy nie były gładkie, nie były świecące czy miękkie w dotyku. Miałam też problem z rozczesywaniem tych, powstałych w trakcie użytku drutów...

Szampon to w ogóle jaja. Takiego tapiru na głowie nie miałam NIGDY! Druty, druty, druty. Tym bardziej odżywka nie pomogła, bo po co... Co z tego, że ładnie pachniał, skoro miałam objętość włosów tak podniesioną, że nie wiedziałam, czy upodabniam się do Hermiony Granger czy do Króla Lwa...

Żel pod prysznic mył. I spełnił swoją rolę jeżeli chodzi o to. Zapach się nie utrzymywał na ciele, a konsystencja pozostawiała wiele do życzenia. No i wodę barwił na niebiesko, ale to bez znaczenia :)

***

Podsumowując : nie kupię, bo średnio mi się widzą produkty, które nie robią nic specjalnego, a co gorsza, szamponom z biedronki do pięt nie sięgają. 

Są to jednak opinie tylko moje i bazowane na testach przeprowadzonych przeze mnie na moich włosach, dlatego Tobie mogą służyć, a Twojej koleżance nie. Mimo wszystko do kupna nie zachęcę nikogo.

Pozdrawiam, buźka! :)