niedziela, 20 kwietnia 2014

Kicz i tandeta

Zbliżały się święta, więc trzeba było wszystko posprzątać, trzeba było gotować, najlepiej powyrzucać śmieci, które gdzieś tam się zbierały, bo Jezus przychodzi i patrzy na Twój dom przez umyte okna. (oczywiście dlatego, że przez nie patrzy muszą być umyte)



Posprzątane mieszkanie trzeba było ładnie wystroić we wszelkiego rodzaju figurki z króliczkami (zającami, niech będzie), w jajka (pisanki), koszyczki, bukszpany i inne tego typu rzeczy. Trzeba było powiesić firany, mogły być zwykłe białe, koniecznie wyprasowane, a mogły być kolorowe, w pisanki, albo w kurczątka (awwww). 

Cały ten wystrój daje całkiem ładny efekt, o ile się nie przesadzi z wyborem dodatków. Wtedy mamy do czynienia z tandetą. Tandeta jest wtedy, kiedy ktoś za cholerę nie ma wyczucia i ma dosłownie naciapane komody i stoły wszelkimi ozdóbkami, aniołkami, słonikami i Bój jeden wie czym jeszcze. Kicz jest taki sam jak tandeta, to tylko kolejne określenie utwierdzające nas w przekonaniu, że czegoś jest za dużo w danej rzeczy, lub jakiejś konkretnej rzeczy jest po prostu zbyt wiele. 

Ale co ma kurczak na firanie do człowieka? I o co chodzi z tym kiczem? U mnie w domu nie ma tego kiczu, moja mama nie cierpi tandety, podobnie jak ja i za wszelką cenę zawsze się tego wystrzegamy. Ale nie o to mi dzisiaj chodzi. Małymi krokami zmierzam do tego, że dzisiaj ludzie są tandetni

Zaraz pani Xińska powie ' Ale przecież ja nie jestem tandetna, bo ja też nie lubię tandety, ubieram się zawsze z umiarem i nigdy nie przesadzam '- owszem, ale tu nie chodzi o bycie tandeciarzem z zewnątrz. Wszystkie młode pokolenia są kiczowate. Nie wiem jak wygląda to u starszych pokoleń, bo z tego co się orientuję, to kiedy coś było zepsute, to się to naprawiało. A dzisiaj? Wyrzuca się zepsuty przedmiot na rzecz innego, może ulepszonego, ale wciąż nowego

Tak jest właśnie z ludźmi. Są tandetni, bo zmieniają zabawki raz po raz. Zabawki, to ludzie. Tak siebie wszyscy traktujemy. Nie obdarzamy się wzajemnym szacunkiem. Nudzimy się sami sobą. Nie ma takiego zainteresowania, na którym jednostka mogłaby się skupić. Nie- bo społeczeństwo tego nie akceptuje. Wszystko jest negowane, łącznie z zajściem w ciążę w wieku lat dwudziestu (a przecież mogła mieć tak wspaniałe życie!) i marzeniami szesnastoletniej Karoliny z Pipidowa Dolnego o zostaniu piosenkarką (hera koka, hehe-hehe). 

Teraz niestety jest tak, że na wszystko musi być zgoda. Zgoda wyrażona przez ludzi. Ludzi nam obcych, przez internautów. Nie znających się na życiu i jako typowe #słegi spędzających 24/7 przed tabletem (chciałam pisać, że przed komputerem, ale to już passe). 

Nie możesz mieć pomysłu na siebie. Nie możesz wyróżniać się z tłumu i, co gorsza, nie wolno Ci wyrażać własnego zdania. #hatersgonnahate, takie życie. 

Co ja bym zrobiła, gdyby w mojej szkole wiedzieli, że mam tego bloga? Wpadłabym w rozpacz. Wiecie czemu? Bo masa hejtu poleciałaby z taką prędkością, że nie zdążyłabym się nawet obrócić, za to mój blog obróciłby się w popiół. Nie mogę założyć fanpage, bo bloga piszę swoim imieniem i nazwiskiem, nie mam pseudonimu artystycznego (gorąca_kicia666). Jeżeli bym to zrobiła, wszyscy dowiadywaliby się powoli, aż w końcu wiedziałby każdy. Powiecie mi ' Przestań, wcale by tak nie było ' to wiedzcie, że do mojej szkoły chodziła jeszcze rok temu dziewczyna, która też ma bloga i dzięki niemu zyskała wiele niesamowitych ofert. Bloggerka SwaggieX- znacie? Bloggerka modowa, wystąpiła w kilku teledyskach i tak dalej. Nigdy za nią nie przepadałam, bo patrzyła na mnie z góry. 

Po cichu, w ukryciu przed światem szkolnym zbierała sobie fanów na blogu. Raz po raz. Zebrało się ich ogrom. Oglądalność rosła jak oszalała. Tylko pozazdrościć. Wtedy upubliczniła na swym profilu facebook'owym fanpage i się zaczęło. Anonimowe wyzwiska, wszystkie sekrety wyrzucane z czasów już niepamiętnych. Wszystko, żeby ją splamić. Mogłam być w tej grupie razem z moimi koleżankami. Wyzywać anonimowo i 'wyrażać swoją opinię', która tak naprawdę byłaby nieprawdziwa, ponieważ tej dziewczyny nie poznałam osobiście. 

Ale jaki jest koniec tej historii? No taki, że ten blog owszem, jeszcze istnieje, ale aktualnie pojawiają się po dwa, trzy komentarze. Nic więcej. On jest, ale go nie ma. To tak, jak jesteśmy chrześcijanami, koniecznie musimy mieć posprzątane dla Jezusa, ale do Kościoła nie pójdę, bo mnie dupa boli. 

Takim akcentem zakończę moje dzisiejsze wywody. Chciałam z początku napisać tylko życzenia wielkanocne, jednak skusiłam się na monolog- i dobrze. A komu się nie podoba, to szkoda.

A teraz:

Wesołego Alleluja, Mokrego Dyngusa i Bogatego Zająca życzę ja :-)

piątek, 11 kwietnia 2014

April Lovers

Wiem, że nawet nie ma połowy kwietnia, ale te rzeczy, które nazwałam swoimi 'kochankami' w pełni zasługują na uznanie i rozgłos. Na marzec też byłoby nie fair o nich pisać, bo korzystam z tych gadżetów od niedawna. Jeśli jesteście ciekawe co tam mnie w tym miesiącu zachwyciło, keep reading.




Psik-psik-psikadełko. Glisskur produkuje wiele odżywek w spray'u, które ratowały mi nie raz tyłek (tzn. moim włosom). Poprzednio miałam wersję z płynnym jedwabiem, ta jest po prostu regenerująca. Obie działają podobnie- włosy są bardziej miękkie, łatwiejsze w rozczesywaniu. Niestety widać (a przecież to końcówki!), że lekko przetłuszcza. Można mu to wybaczyć za działanie zbawienne, bo miałam na głowie największe siano ever... ;/


Swego czasu miałam problem z podkładem od Golden Rose, który wysuszył mi skórę w okolicach oczu. Długo szukałam kremu, który by zaradził efektowi suchych skórek, aż natrafiłam na AA Pielęgnacja Młodości. Krem stosujemy na dzień, jak i na noc. Nie wpływa na wytwarzanie dodatkowego filmu na skórze, ładnie pachnie, a zaraz po aplikacji miałam wrażenie, że lekko piecze (bardzo lekko, prawie niewyczuwalnie- nie wiem, czy to reakcja alergiczna, czy nie). 


O tym podkładzie czytałam dużo i na wielu blogach. Nie mogłam się przełamać, bo widząc napis 'matte' byłam pewna, że to kolejny podkład z serii 'świecę się jak psu jaja'. Przełamałam się i nie żałuje mimo, że nie osiągam tym podkładem efektu matu. Co więcej nie przejmuję się tym, nawet nie nakładam na niego pudru. Wszystko to dzięki kremowej konsystencji, która zapewnia idealne pokrycie wszelkich niedoskonałości- a przecież o to mi chodziło. Całkiem możliwe, że znalazłam swój podkład idealny :)


The last, but not the least, czyli Tangle Teezer i u mnie :) Nie widzę sensu, by pisać o tej magicznej szczotce osobny post. Nabyłam ją na allegro dokładnie na stronie o tym linku KLIK w wersji kompaktowej, różowej. Oczywistym jest, że już jest moją ulubienicą. Czesze włosy idealnie, wyrywa, ale mało no i rozprowadza naturalny łój po całych włosach, zatem świecą się one naturalnie. Coś czuję, że nie będę potrzebować już odżywek :)

A na deser mam dla Was muzykę, bo dawno nic nie podrzucałam. Łapcie:

Jeżeli nie utożsamiam się z jego bólem, to wiem, że coś jest ze mną nie tak. Może gdybym poznała James'a osobiście wiedziałabym co tak bardzo go boli. Niesamowity depresant, jeżeli lubisz sobie posłuchać muzyki, żeby się jeszcze bardziej dobić, to tutaj idealnie trafiłeś/aś. 


Piotra znać powinni wszyscy z zespołu Coma. Nie przekonuje mnie do siebie utworami tego zespołu, jednak w tym karmelovym utworze jak najbardziej :) 


Któraś bloggerka kiedyś napisała, że gwałci riplay na tej piosence, więc włączyłam z ciekawości. Birdy to jedna z moich ulubionych wokalistek młodego pokolenia, ale tą piosenką po prostu zmiażdżyła wszystko. Mistrzostwo. Za głos, za tekst. 

Trzymajcie się ciepło w te zimne dni, pa!

P.S. Dziękuję za ponad 50 obserwatorów i prawie 12 tysięcy wyświetleń :)

sobota, 5 kwietnia 2014

"I want" lista

...czyli co chcę, co mi się marzy i co mieć muszę! :)


1. i 2. Lustrzanka, aparat, lomogram- cokolwiek. Potrzebuję aparatu robiącego dobrej jakości zdjęcia. Ale nie takiego w telefonie, wszystko, byle nie to. Brak aparatu zatrzymuje mój (wierzcie, lub nie) rozwój artystyczny. Uwielbiam fotografować, zawsze się do tego garnę jako pierwsza.

3. Kolorowa biżuteria na lato. Nie tylko bransoletki, ale kolczyki, naszyjniki, opaski i Bóg wie co jeszcze- również. Chcę, chcę, chcę! :)

4. Mieć cokolwiek z nagryzionego jabłka to marzenie podążające za mną odkąd pierwszy raz padła nazwa Apple w Polsce. Srajfon, srajpad, srajbook i tak dalej... Obojętnie- przyjmę w każdej formie :)

5. To marzenie już spełniłam, identyczny model reeboków mam na swoich nogach i są niesamowite! Piękne, wygodne! M-A-R-Z-E-N-I-E!

6. Jakiś plecak na lato, lub nowa torba, torebka. Mam dość gównianej jakości toreb z którymi zawsze po kilku dniach użytku coś jest nie tak. Plecaczek na lato jak najbardziej na plus :)

7. Dokładnie ten model stroju kąpielowego CHCĘ i będę go mieć mimo ceny. Victoria's Secret tworzy piękniejszą bieliznę niż Intimissimi i wszystkie inne razem wzięte, dlatego też liczą sobie trzy razy tyle (bo w dolarach), ale liczę na to, że jakością zadowolą mnie na dłuuugo, dłuuugo :)

Moja lista- krótko, ale konkretnie. Jeżeli macie coś z tej listy na zbyciu i chcielibyście mi to oddać- przyjmę z otwartymi ramionami i zadbam jak o własne dziecko! :D