niedziela, 23 lutego 2014

Sunday-Funday

Hej kochani!
Dziś mamy niedzielę 23-ego lutego, nie mam ochoty na pisanie recenzji jakiegoś kosmetyku, chociaż nawet wiem o czym mogłabym napisać i z braku pomysłu na jakikolwiek luźniejszy, niedzielny post zdecydowałam się na małe przed-maturalne rozważania, czyli o tym co robić powinnam, a czym tak naprawdę się zajmuję i jak czuję się z tym wszystkim...

Zacznę może od czasu, jaki mi pozostał, bo są to AŻ dwa miesiące i 9 dni. Żartowałam z tym aż, chciałam użyć słowa TYLKO, żeby dodać dramaturgii, bo tak naprawdę jestem głęboko w dupie i daleko w polu. Za przeproszeniem. Ile mogę przygotowywać się do matury ustnej? Miesiąc? Tydzień? Bo jakąś wiedzę do mojego tematu o SARMATYZMIE (jaka ja jestem głupia...) posiadam od dłuższego czasu, byleby tylko co nie co podrasować to, co już wiem i ładnie obramować. Ale to tylko ustna, nią się nie martwię, bo przecież jestem najbardziej rozgadana, zawsze wszystko załatwiam i potrafię wybrnąć z najtrudniejszej sytuacji. 

Gorzej natomiast wypadam pod względem pisania testów i tworzenia prac. Niby piszę bloga, niby pisałam opowiadania i jakoś bliżej mi było do humanistki niżeli do matematyka, teraz zaś maturą z matematyki się nie martwię, za to tą z języka polskiego- bardzo. Gdy myślę o ostatniej części matury, dopada mnie tego typu stres, że "A co, jak dadzą Lalkę?", bo przecież motywy z lalki są (praktycznie) co rok, dwa. A ja z "Lalką" nie zamierzam się zaprzyjaźniać, nigdy nie czułam do niej większego pociągu, dlatego zapewne jej nie przeczytałam (tak jak innych lektur, ale o tym potem). 

Niektórzy nauczyciele zauważyli u mnie typowe symptomy przed maturalne: problem z koncentracją czy zapamiętywaniem informacji. Wszystko co ładuję do głowy ucieka nie wiadomo gdzie. Ktoś mi powiedział, że najzwyczajniej jestem przeładowana, przesycona i zapełniona po brzegi tym wszystkim. A ja wciąż czuję, że niewiele wiem. Do tego dochodzi stres, którego nie odczuwam psychicznie, a fizycznie (nerwobóle)...

I tak siedzę w domu lub u chłopaka i myślę o tym ile czasu zostało. Chcę mieć to już z głowy bez względu na wyniki. I teraz najlepsze: zamiast powtarzać, uczyć się czegokolwiek, tak jak się zarzekałam w ubiegłe wakacje- nie robię nic, a nic. Na ferie kupiłam specjalny zeszyt, w którym miałam notować informacje o lekturach. Nawet zaczęłam i omówiłam sobie dokładnie 3 lektury, w spisie maturalnym jest ich koło trzydziestu. Fajnie, bardzo mądrze Klaudia. Ale takie gadanie i użalanie się nad sobą nic nie da. Teraz, kiedy dla mnie zostało tak niewiele czasu próbuję ratować młodszych kolegów z siłowni i mówię im "Pamiętajcie, czytajcie lektury! Oszczędzicie sobie chociaż trochę stresu przed maturą z polskiego". Dlatego zdecydowałam, że codziennie będę czytać wszelkie informację o jednej lekturze. Ale od jutra. Albo po-jutra. Lub po-po-jutra. Jak kto woli. 

I znając mnie, tak jak się zawsze zabieram do wszystkiego i zostawiam na ostatni moment, tak samo będzie z moimi przygotowaniami. No cóż, ratuje mnie jedynie to, że zawsze słuchałam na lekcjach co nauczyciel miał do powiedzenia i całkiem możliwe, że po przeczytaniu jakiegoś fragmentu coś mi się przypomni. Co prawda, na maturach próbnych tego widać nie było, to jednak uważam, że na ostatecznym egzaminie dam z siebie 100%. Albo 200. Nie ważne. 

Pokładam głęboką nadzieję w mojej wiedzy, która wydawać się może dość uboga. Nadzieja matką głupich, jednak pozostaje ostatnia i właśnie z takim mottem zamierzam przystąpić do egzaminu maturalnego. Nie tylko nadzieja jest głupia, ale i ja jestem głupia. Zamiast odłożyć bloga i facebooka na kiedy indziej i wziąć się za lektury, to siedzę i piszę post o niczym, którego pewnie nikt w całości nie przeczyta (bo po co?). Ale piszę to sama dla siebie, bo mam potrzebę wypowiedzieć na głos, że głupstwa czynię i przygotowana do matury nie jestem. Mimo wszystko wierzę w siebie i liczę na to, że będzie dobrze. 

I takim optymistycznym akcentem zakończę moje wywody o tym co robię, a co robić powinnam i pragnę tylko oświadczyć, iż chciałabym, aby wszyscy tegoroczni maturzyści napisali matury dobrze (lub wystarczająco). Życzę im tego z całego serducha, zwłaszcza tym, którzy CZYTALI LEKTURY, nie STRESZCZENIA (jak ja). Trzymajcie się ciepło w tę słoneczną niedzielę :)

P.S. Macie dla mnie jakieś rady przed-maturalne? Może kilka słów otuchy? I proszę, nie mówcie mi "co to matura- zobaczysz na studiach czym jest prawdziwy stres", bo słyszę to z każdej strony.

środa, 19 lutego 2014

I ♥ READING

Cześć kochani!
I ponownie przepraszam za tak rzadko dodawane posty. Niestety matura się zbliża i prawdopodobnie wiele osób z tego powodu blogowanie by zawiesiło. Ja jednak się nie poddaję, bo skoro mam czas na facebooka, to równie dobrze mogę pisać posty :)

Książki, książeczki, książunie... Nie ważne jak zwał, ważne, że uwielbiam czytać. Ubóstwiam to pod każdym względem, o ile jest to w postaci książki, a nie strony www czy ebook'a. I w przeciwieństwie do typowych nastolatek (np. moich koleżanek z klasy) totalnie nie kręcą mnie romansidła, bo idzie przy nich usnąć- a nie o to mi chodzi. Za to bardzo lubię kryminały i książki, gdzie dzieje się dużo, a czytelnik wie niewiele i musi się większości domyślać, żeby na koniec powiedzieć sobie "Wiedziałam!" :) 

Z tejże okazji, że bardzo lubię tę czynność wykonywać, zdecydowałam się na krótką listę książek, które przeczytałam w ostatnim czasie. Wśród nich znajdują się głównie kryminały, ale jest też jeden horror i jedna książka, której gatunku po prostu określić nie potrafię (domyślicie się która :)) 


Camilla Läckberg Księżniczka z lodu

Zaczynając od autorki, która nie dość, że urodą nie grzeszy, to jest jedną z lepszych pisarek kryminałów w Szwecji. Szybko zdobyła uznanie na całym świecie. Księżniczka z lodu to książka, która zaskakiwała mnie i wciągała z każdym nowym zdaniem. W skrócie: Erika powraca do Fjalbacki, gdzie dowiaduje się o śmierci swej przyjaciółki z dzieciństwa- Alex. Śmierć dziewczyny nie daje jej spokoju i wraz z miejscowym policjantem postanawia dokonać śledztwa w sprawie morderstwa znajomej.


Erica Spindler Krwawe wino

Na wstępie muszę orzec, iż książkę tą czytało mi się ciężko (z początku). Później, jak domyśleć się można, przeczytałam ją w mgnieniu oka. Jest to kolejny kryminał, który wpadł mi w ręce w prezencie. Opowiada historię Alexandry, której śnią się dość nietypowe rzeczy i kiedy jej matka popełnia samobójstwo, dziewczyna odkrywa, że sceny, o których śniła, to tak naprawdę obrazy z przeszłości. Tytuł książki jest ściśle powiązany z wydarzeniami dawnymi, kiedy mama Alex była w jej wieku.


Susan Hill Kobieta w czerni

To jest jedyny horror, który zobaczycie na mojej liście. Nie lubię horrorów, ale ta książka wciągnęła mnie zdecydowanie za szybko i nawet nie zdążyłam przetworzyć tych obrazów, które mogłyby śnić mi się po nocach. Anyway, Arthur Kipps to notariusz, który jedzie na pogrzeb właścicielki domu na Węgorzowych Moczarach. Wszystko wydawałoby się całkiem w porządku, gdyby nie ukazała mu się kobieta w czarnej sukience. Zupełnie nieświadomy wydarzeń z przeszłości bohater odwiedza opuszczony dom i okoliczne bagna by wkrótce dowiedzieć się, czego symbolem jest objawienie kobiety w czerni.



J.K. Rowling Harry Potter i insygnia śmierci

I niech mi ktoś powie, że nie wie kto to Harry Potter. O nim słyszeli wszyscy i jestem tego pewna w 100%! Insygnia śmierci to ostatnia i jedyna część, jaką przeczytałam- pozostałe, rzecz jasna obejrzałam w kinie. Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę (ze trzy razy) i później obejrzałam film, bo miałam porównanie i wiedziałam, czego zabrakło, a co dodano w filmie. Jednak polecam mimo wszystko najpierw czytanie książek, później oglądanie ekranizacji- na pewno nie odwrotnie :)


E.L. James Pięćdziesiąt twarzy Greya

Ta książka nie potrzebuje większego przedstawienia. Ta książka jest wszystkim (albo większości) w pełni znana, lub chociaż o niej słyszano. Anastasia Steele poznaje Christiana Greya podczas wywiadu, który przeprowadza w zastępstwie za swą przyjaciółkę. Wkrótce pomiędzy dwojgiem bohaterów powstaje romans, który w kolejnych etapach przekształca się w listę obowiązków oraz zakazów i nakazów. Czy coś pominęłam? Oh, tak- pan Grey to erotoman, który ma obsesję na punkcie ogólnej kontroli i podporządkowania. To chyba tyle, a kto nie czytał, niech czyta czym prędzej- niektóre opisy scen przyprawiają o przyjemne dreszcze :)


Listy miłosne

Specjalnie nie podałam autora, bo autorów widać na okładce, a jako, że jest ich dość sporo, to nie warto to przepisywać. Tak jak tytuł mówi są to listy miłosne, ale nie takie typowe, bo to listy np. od wiernej słuchaczki do ukochanego muzyka/śpiewaka. Nic więcej nie powiem, bo już zwyczajnie zapomniałam jaka jest jej treść. Wiem jednak, że warto ją przeczytać, bo czasem cudze uczucia pomagają nas naprowadzić na nasze własne.

A Wy? Co lubicie poczytać? Macie jakieś swoje ulubione książki? A może wolicie filmy i ekranizacje?
Dajcie znać! Buźka! :*


piątek, 14 lutego 2014

Blogowy przewodnik walentynkowy

Witam, moi drodzy!
Dzisiaj będzie walentynkowo, jednak nie tak typowo, jak robią to inne bloggerki. Jako, że nigdy nie spędzałam tego święta z drugą połówką (aż do tego roku), to nie potrafię nikomu pomóc/doradzić, co sprawić ukochanemu/nej na to wyjątkowe święto, lub co w takie szczególne dni powinno się robić. Jednakże bardzo chciałam zrobić taki post, a jako, że nie wiedziałam co mogłoby w nim być, postanowiłam, że poszperam trochę i wrzucę Wam tutaj co radzą inne bloggerki :) przy okazji zrobię im małą reklamę, a co mi tam!

1. Na pierwszy ogień idzie Paula z one little smile  z jej etykietkami walentynkowymi Last Minute- Paula zastosowała je na muffinkach, ale możecie je równie dobrze dodać do śniadania do łóżka (np. jajecznicy) lub innego posiłku w ciągu dnia :) Post znajdziecie TUTAJ.



2. Na youtube'owym kanale StylowoTV pojawiła się sekcja DIY (do it yourself), którą prowadzi Oleśka z bloga the oleskaaa i zamieściła tam bardzo ciekawy pomysł na prezent walentynkowy- a mianowicie walentynkę-zdrapkę. Po więcej szczegółów wskakujcie TUTAJ.



3. Jeżeli wciąż nie macie pomysłu na prezent dla Waszego walentynka, to Monnie przybywa z pomocą i podrzuca nam kilka swoich pomysłów. Na jej blogu monnie-b znajdziecie też porady/pomysły na spędzenie tego szczególnego dnia- KLIK.


4. Jeżeli ktoś preferuje bardziej 'burżujskie' rozwiązania, to Kasia z bloga xkeylimex przedstawi Wam propozycję nie do odrzucenia- zabiegi/masaże w Instytucie Zdrowia i Urody YASUMI. Wystarczy, że wejdziecie o TU.




5. Ten punkt jest dla tych pań, które nie mają pojęcia jak powinny w taki dzień wyglądać, czyli jak się ubrać oraz jak pomalować. Z tego powodu podrzucam Wam linki do youtuberek, abyście mogły znaleźć dla siebie trochę inspiracji.




6. U Joko na jej arcy-beauty blogu znajdziecie wytypowane przez nią najlepsze pary miłosne, a tym samym propozycje filmów/seriali, które w taki dzień możecie sobie obejrzeć. Wchodzimy TU.



7. The last, but not the least (hehe) dla MANIaczek MANIcure'u, które kompletnie nie mają pojęcia jak zmalować swoje pazurki (ja też należę do tego grona) wchodzą do Puszki z bloga zapiski-grafomanki oraz do B. z b-for-beautiful-nails dokładnie TU (Puszka) i TU (B.)





Okej, tutaj się moja lista kończy i chociaż wydaje się dość krótka, bo to tylko siedem punktów, to znajduje się tam wiele ciekawych propozycji :) JEDNAKŻE, gdybyście wciąż nie wiedzieli, co zrobić z Waszą walentynką, to proponuję zabrać do kina, na miasto, na spacer, lub zaprosić do siebie i spędzić wieczór razem. 

Oczywiście nie zapominajmy o osobach, które akurat w tym szczególnym dniu nie mają swojej walentynki- wówczas nie powinniście się tym faktem przejmować, a raczej spędzić ten czas miło z rodziną (oni też Was kochają)
Trzymajcie się ciepło! :*

P.S. Wszystkie zdjęcia pochodzą z blogów, których linki podałam w odpowiednich punktach. NIKT tutaj niczego nie kradnie, nie krytykuje i nie ośmiesza, więc mam nadzieję, że żadna z bloggerek się nie obrazi za to, że widnieje tutaj jej imię :)




sobota, 8 lutego 2014

Nowości kosmetycznych kilka

Hej, hej, hej!
Właśnie znalazłam kilka chwil dla siebie, gdyż ostatnio jestem bardzo zabiegana, dlatego postanowiłam dodać coś o kosmetykach, które miałam okazję kupić ostatnio. Część z nich już wypróbowałam, części jeszcze nie miałam okazji, ale może ktoś z Was miał i będzie mógł się wypowiedzieć: warto, czy nie? :)
Wybaczcie jakość zdjęć, ale jak zawsze robiłam je cegłą (ehehheeh). Starałam się, jak mogłam, żeby poprawić widoczność, zatem mam nadzieję, że wszystko jest OK!


Bielenda - masełko do ust
Nie będę ukrywać- do zakupu przekonało mnie pudełeczko. Czyż nie jest urocze? ♥ Do wyboru miałam słynne masełka Nivei i Carmex, jak widać moc różu nade mną zapanowała. Nie mogłam się doczekać i zaraz po wyjściu z Rossmann'a praktycznie rozszarpałam pudełko by sprawdzić, czy faktycznie pachnie soczystą maliną. Jakie było moje (pozytywne) zaskoczenie, kiedy poczułam zapach mojej ulubionej MALINOWEJ MAMBY! Dlatego jeżeli uwielbiacie Mambę i uwielbiacie malinę, to jazda do Ross'a!




Joanna Naturia - peeling myjący
Wielokrotnie czytałam o tym peelingu na blogach, miało go też wiele koleżanek, ale jakoś nigdy nie byłam nim zainteresowana na tyle, by lecieć do sklepu i wykupić cały asortyment(tego peelingu rzecz jasna). I dnia pewnego wchodzę do Biedronki w celu nabycia kilku produktów spożywczych, gdy w oczy rzuciło mi się duże, kolorowe pudło. Sprężystym krokiem ruszyłam w jego stronę, a gdy ujrzałam zawartość, serce me zabiło po dwu kroć szybciej. Rządkami ustawione, o barwach przeróżnych, stały odwrócone w moją stronę i wołały ' Kup mnie! '- jak mogłabym odmówić? Dobra, wiem, przesadziłam z tą historią niczym ze 'Zmierzchu', po prostu obudziła się we mnie wena twórcza- cóż poradzę? Ale do rzeczy- peeling dobrze złuszcza martwy naskórek (miałam okazję przetestować) i pachnie przepięknie: słodką truskawką zerwaną prosto z krzaczka :) Niestety zapach nie utrzymuje się na skórze ( a dios mio, por que?)



Syoss - odżywka do włosów
Z tą firmą miałam styczność nie raz, nie dwa. Zawsze były to produkty w 'komplecie', czyli szampon+odżywka. Ten kupiłam solo i mam nadzieję, że będzie ok.



Golden Rose - puder
Jeden z niewielu, który mnie nie uczula. No cóż, nie wiem co takiego jest w składzie produktów GR, ale ja i moja mama mamy ZAWSZE różnego rodzaju uczulenia (nie mówię o lakierach do paznokci- rzecz jasna). Cieszę się więc, że ten mnie nie uczula tym bardziej, że uwielbiam jego konsystencję. Jest w postaci mocno zbitego kremu, którego nie nałożymy pędzlem czy palcami- aplikacja udaje się tylko dołączoną gąbeczką, którą należy zwilżyć krótko przed użyciem. Jest to jedyny puder, który kryje moje niedoskonałości prawie całkowicie, jednak nałożenie jego nieco grubszej warstwy może zakończyć się efektem MEGA maski...



Hean - szminka
Miałam okazję przetestować ją wiele razy i zawsze byłam zadowolona. Ponad to moja mama również używa tych pomadek i jeszcze nigdy nie narzekała. Usta są zawsze nawilżone, jakby po użyciu masełka do ust (podobna konsystencja), a bez jedzenia i picia, spokojnie wytrzymuje 2,3 godziny i nie ściera się.


To tyle z moich nowości w ostatnich dniach. A wy? Miałyście już któreś z tych kosmetyków? Let me know! :)
Buźka!



wtorek, 4 lutego 2014

Recenzjalnie 2

Heeej, cześć i czołem! (kluchy z rosołem)

Na początek wrzucam nutkę, którą znalazł mój M. i jesteśmy w niej zakochani!  ♥
A teraz do rzeczy...
Jak większość z Was wie (lub kojarzy), jestem MEGA KINOMANIACZKĄ. Potrafię leżeć całe dnie i oglądać wszelakie filmy, od komedii po romanse, biografie i thrillery. Jedyny gatunek, którego nie trawię, to horrory. Mój mózg łatwo jest, przepraszam za określenie 'przemielić' - właśnie dlatego po obejrzeniu horrorów nie wiem, czy bezpieczniej jest pod łóżkiem, na łóżku, czy w łazience - tak paniczny jest mój strach, zwłaszcza przed istotami nad naturalnymi (ale tylko duchami, bo jakoś wampirów i czarownic nie boję się nic, a nic).
Dzisiaj część druga moich recenzji różnych filmów, których miałam okazję obejrzeć ostatnio. Zapraszam do lektury i podejdźcie do tego z rezerwą, gdyż są to tylko moje uczucia, a u Was mogą być całkiem odwrotne.


Muza i Meduza

Recenzja:

Historia niejakiego Nate'a, który nie potrafił znaleźć miłości. Przekonany o tym, że jego wybranką jest koleżanka z lat szkolnych Christabelle, postanawia ją odszukać. Z pomocą kolegi z ławki odnajduje ukochaną i budzi się miedzy nimi uczucie - bynajmniej tak by się mogło wydawać. Wtedy okazuje się, że 'muza' wciąż koleguje się z 'meduzą' - brzydką przyjaciółką June. Po wielu perypetiach główny bohater dochodzi do wniosku, że to nie Christabell jest jego miłością, a June.

Lekki i przyjemny film, idealny na jedną z leniwych niedziel. Fabuła nie jest nie wiadomo jak rozbudowana, jedna z bohaterek przeobraża się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia i to tyle :P

Ocena: 7/10


Bejbi Blues

Recenzja:

Zacznę chyba od tego, że ten film porządnie mną wstrząsnął. Takie sytuacje, jakie miały miejsce w Bejbi Blues mogą wydarzyć się w życiu codziennym bez względu na to, jak dobrym czy złym człowiekiem się jest. Co prawda, dla mnie losy głównej bohaterki to istna patologia. To, w jaki sposób podchodzi do życia i to jak lekkomyślną osobą jest tylko utwierdzają mnie w tym, jak w wielkim gównie (wybaczcie określenie) utknęła. 

Zdecydowanie polecam KAŻDEMU obejrzeć i kilka razy zastanowić się nad własnym życiem. Czy chcemy skończyć tak, jak główna bohaterka, czy lepiej pewne sytuacje przemyśleć i w jakiś sposób przewidzieć. I zastanawiam się, dlaczego tyle osób wypowiada się o tym filmie w sposób negatywny pod kontem wątkowym. Moim zdaniem autorka porusza ważne kwestie, więc jeszcze raz polecam.

Ocena: 10/10

Niecne uczynki

Recenzja:

Typowa szkoła średnia z typowymi podziałami na warstwy społeczne. Ważniak, kapitan drużyny footballowej terroryzuje słabszego ucznia. Wtedy Zach staje w jego obronie i wyzywa Lawtona do gry w 'niecne uczynki', która polega na wykonywaniu absurdalnych zadań zapisanych na pergaminach sprzed 'x' lat.

Lekki film, dobra komedia, dla fanów filmów o szkolnych perypetiach jak najbardziej na plus. Mnie jednak trochę nudził, niby coś się działo, ale chyba wyrosłam z tego typu filmów.

Ocena: 6/10

Zupełnie jak miłość


Recenzja:

Dla fanek Ashtona Kutchera nie będzie to jakieś 'łał', bo w tym filmie (o dziwo!) nasz bożyszcz nie ściąga  co chwilę koszulki i nie pokazują go w nieskończonej ilości scen seksualnych. Fajnie było go zobaczyć w takiej wersji typowego chłopca (w dzisiejszych czasach 'lamusa') próbującego poderwać zbuntowaną Emily.

Motyw tego filmu jest dość interesujący, bo bohaterowie urywają ze sobą kontakt praktycznie po każdym spotkaniu. Warto oczywiście wspomnieć, że każde ich spotkanie to małe rande vou kończące się w sypialni (oczywiście w filmie tego nie pokazują). Na szczęście cała znajomość przeradza się w miłość i film jest zakończony typowym 'happy endem' :)


Podryw na głupka


Recenzja:

Adam, szkolny podrywacz obiera sobie na cel byłą dziewczynę swojego rywala - Molly. Ta odrzuca jego zaloty i nie okazuje mu zainteresowania do momentu, kiedy chłopak nauczy się, jak być gentelmanem. Można powiedzieć, że są w sobie głęboko zakochani, kiedy pewnego dnia Adam spotyka w domu Molly jej byłego chłopaka i postanawia ją rzucić. Przy pomocy przyjaciół dowiaduje się jednak, że popełnił błąd i próbuje wszystko naprawić.

Fajny romans z elementami komedii na luźną niedzielę, albo zwykły dzień tygodnia, kiedy mamy ochotę na dobre love story :)

Ocena: 7/10

John Thucker musi odejść


Recenzja:

Pewnie każda z nas zna to uczucie, kiedy chłopak-marzenie porzuca nas, a my tonące w rozpaczy chwytamy po kubek lodów i Nutellę. A zastanawiałyście się kiedyś, jak może czuć się taki chłopak, kiedy dziewczyna potraktuje go jak śmiecia? Jeżeli nie (i nawet jeśli tak), to warto, żebyście zobaczyły, jak dziewczyny potrafią się zemścić i obmyślić plan idealny. Gorzej jest, kiedy jedna ze stron angażuje swe uczucia i sytuacja przestaje być zabawna. 

Ten film to zemsta Heather, Beth, Carrie i Kate na Johnie Thuckerze, który łamie serca wszystkim dziewczynom w szkole i czerpie z tego ogromną satysfakcję. Jeżeli lubicie tego typu filmy, to ten jest idealny!

Ocena: 9/10

Ramona i Beezus


Recenzja:

Kto nie słyszał o tym filmie zapewne nie wie, kim jest Selena Gomez. Jednak Ci, którzy wiedzą, to powinni też słyszeć o tym przyjemnym filmie rodzinnym opowiadającym historię dziewczynki Ramony, która próbuje zrozumieć ten dorosły świat. Wielokrotnie czuje się źle, bo porównuje się ją do siostry Beezus, która wiedzie prym w szkole i określa się ją, jako 'najlepszą'. Wiele zdarzeń i przykrych sytuacji powodują wzmocnienie więzi rodzinnych, przez co Ramona czuje się wyjątkowa.

Bardzo fajny, lekki film. Ani nudny, ani nie ma bardzo rozbudowanej fabuły. Warto obejrzeć i przemyśleć kilka aspektów patrząc na własną rodzinę.

Ocena: 8/10

Pokój na czacie


Recenzja:

Ten film podobno jest światową odpowiedzią na naszą Sale Samobójców - bull shit! Jedyne, co łączy go z polską produkcją jest to, że akcja rozgrywa się w tzw. internetach. Całość filmu jest o tyle ciekawa, że każdy pokój czatu faktycznie przedstawiono jako pokój. Z takiej perspektywy widzimy, jak bohaterowie zapoznają się ze sobą i wspierają.

William, bohater, który założył pokój 'Chelsea teens' wydaje się być, z pozoru osobą pomocną i przyjazną, zawsze wspierającą i wiedzącą najwięcej - czyli będącą najbardziej doświadczonym. Kiedy udaje mu się poznać członków swego chatroomu postanawia zająć się jego najsłabszym ogniwem i wykończyć go tak, jak inne swoje ofiary. Polecam obejrzeć - mnie osobiście ten film "przeorał" mózg na prawo i lewo, ale właśnie dlatego bardzo mi się spodobał.

Ocena: 9/10

Ani słowa więcej


Recenzja:

Eva to piękna masażystka, która ma córkę i wydaje się być szczęśliwą, jednak okazuje się być bardzo samotną i opuszczoną. Na bankiecie poznaje Alberta, który nie grzeszy urodą, lecz urzeka ją swym poczuciem humoru. Postanawia się z nim spotkać, a ich relacje stają się najlepszym, co ją w życiu spotkało. Wydaje się być pięknie, ale pomyślcie, jak ciężko musiało jej być, kiedy jej klientka opowiadając o swym okropnym ex-mężu mówi tak naprawdę o Albercie.

Przyjemny do obejrzenia, chociaż pewne momenty były do przewidzenia. Ten film nie wymaga od widza wielkiej wyobraźni na temat tego, co może dziać się dalej.

Ocena: 7/10

Czy ktoś z Was już widział te filmy? Co sądzicie? A może wolicie zupełnie inne gatunki filmów? Ja osobiście wolę się śmiać, lub płakać, niżeli sikać w majtki ze strachu...
Buźka!


P.S. Kurczę, nie wiem, czy się doczekam zdjęć ze studniówki. To chyba jasne- fotograf ma zapłacone, więc nigdzie mu się nie śpieszy, ale to, że chcielibyśmy mieć już pamiątkę, to chyba ma w poważaniu... ;/ Jednak, gdyby ktoś był ciekawy, to na moim instagramie wrzuciłam jedno zdjęcie robione cegłą krótko przed wyjściem, więc możecie chociaż kawałek mojej kreacji zobaczyć :)

niedziela, 2 lutego 2014

Tak bardzo Firmoowo

Hej, hej!
Wybaczcie, że tyle musieliście czekać na post, ale wymagane były zdjęcia w HD, więc musiałam sobie radzić i kołować aparat od znajomej.



Tytuł sam wskazuje, że właśnie rozpoczęłam współpracę z Firmoo! Cieszę się, gdyż jest to moja pierwsza współpraca z jakąkolwiek firmą. Sam fakt, że z Firmoo współpracują bloggerki, które są w blogosferze o wiele, wiele dłużej oraz mają setki obserwatorów świadczy o tym, że czuję się w jakiś sposób wyróżniona :)

Przejdźmy do mojej recenzji. Na początek o konwersacji z panią Laurą, która wydaje się być bardzo sympatyczną osobą. Pomogła mi, kiedy miałam dość poważne wątpliwości co do wyboru szkieł, gdyż okulary wybrałam słoneczne. Po ustaleniu wszelkich danych i złożeniu zamówienia dostałam kilka maili informujących o tym, co dzieje się aktualnie z moją paczką. Wtedy po okresie 11 dni kurier zapukał do drzwi.

Paczka wyglądała tak, jak zazwyczaj:



Wydawało mi się, że niektóre blogerki przesadzają, ale muszę przyznać, że opakowanie, jak i etui i same okulary śmierdziały chiną. Troszeczkę się zawiodłam, bo spodziewałam się, że każda para okularów jest przemyślana, dokładnie dopasowana do klienta, jednak odczuwam masówkę i to na dość sporą skalę - szkoda.
Okulary, które zamówiłam są przeciwsłoneczne, bo właśnie takie mi się przydadzą:


W środku znalazłam:




Okulary (rzecz jasna), dwa etui - w miękkiej i twardej oprawie, ściereczkę do czyszczenia szkieł oraz śrubokręt. Trzeba przyznać, że się postarali wysyłając tak duży zestaw. Mój okulista dał mi tylko miękkie etui i to jeszcze z bólem serca (serio?)

A okulary na mnie wyglądają mniej więcej tak:




I co sądzicie o firmoo? Ja jestem zadowolona z okularów, jednak mam wrażenie, że szerokość rozstawu szkieł jest jakby przeznaczona dla małego dziecka (są dość wąskie). Mam nadzieję, że ich nie rozciągnę! 

Gdyby ktoś chciał rozpocząć współpracę z firmoo.com, zachęcam do odwiedzenia TEJ STRONY!

Buuuuzi! :*