sobota, 30 listopada 2013

Serialowa Mania

Cześć Kochani!
Jak pisałam wcześniej, kolejny post miał być o serialach, które lubię, oglądam, przeglądam, miałam z nimi styczność itp., ale zapomniałam o tym zupełnie i wrzuciłam notkę Rossmannową. Dlatego też dzisiaj nadrabiam to i w kolejności od NAJBARDZIEJ PRZEZE MNIE WIELBIONYCH do tych MNIEJ podrzucam Wam listę z moją krótką oceną każdego z nich i małą recenzją:

I - Pamiętniki Wampirów (The Vampire Diaries)
Jak tytuł wskazuje, serial jest o wampirach, o ich codziennych problemach. Przez pierwszy sezon niemal każda główna postać prowadziła pamiętnik lub dziennik - i tutaj nasz tytuł składa się w całość. Jestem pochłonięta tym całkowicie, nawet do takiego stopnia, że kiedyś marzyłam o byciu wampirem! Poza tym, spójrzcie na głównych bohaterów. Ian Somerhalder oraz Paul Wesley to chyba najprzystojniejsi mężczyźni na całym świecie!! Jedyne, czego nie lubię, to wyczekiwanie na kolejne odcinki, które są raz co tydzień, raz co dwa, albo co miesiąc. Ocena 5/5.

II - Gra o Tron (Game of Thrones)
Uwielbiam cofać się do czasów zamków, bitew, plemion i królestw - to było powodem, żeby obejrzeć choć jeden odcinek. No i przepadłam - zakochałam się od razu, i mimo tego, że odcinki są po 50 minut i więcej, to nie da się tym znudzić. Barwne postacie, do których nie polecam się przyzwyczajać - George R.R. Martin (autor sagi Gra o Tron) ma to do siebie, że lubi wszystkim skracać życie (i to dość szybko). Poza barwnymi krajobrazami i ciekawą grą aktorską pojawia się wiele pikanterii. Czy warto obejrzeć? No pewnie, że warto! Ocena 5/5.

III - The Originals
Tutaj oryginalne wampiry z Pamiętników Wampirów pokazują swoje życie zanim wplątały się w intrygi Mystic Falls. Akcja rozgrywa się w Nowym Orleanie, tam postać Klausa Mickaelson'a wraz z rodzeństwem (bratem i siostrą) Elijah i Rebeccą próbują odzyskać dawno utracone ziemie na rzecz niejakiego Marcela - wampira, którym Klaus się dawniej opiekował. Momentami wszystko zlewa się ze sobą, ale historie wilkołaków i czarownic w konflikcie z wampirami dodają nowych wątków, przez co jest w miarę ciekawie. Ocena 5/5.

IV - Słodkie kłamstewka (Pretty little liars)
Przygody czterech przyjaciółek, które po śmierci Alison DiLaurentis wplątane zostały w tajemnicze intrygi niejakiego A. (od lewej) Hannah, Emily, Spencer i Aria na własną rękę próbują rozwiązać zagadkę śmierci przyjaciółki. W trakcie misji, które wykonują wielokrotnie narażane są na niebezpieczeństwo, obserwowane są cały czas i często ledwo uchodzą z życiem. Wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane, kiedy okazuje się, że Aly żyje w ukryciu i nie zginęła. Pojawia się też tajemnicza postać 'Red Coat' - blond-włosej kobiety, która pomaga naszym plotkarom. Nie wiem, dlaczego na 14sty odcinek każą nam czekać aż do stycznia, ale wytrwam, bo uwielbiam ten serial (poza tym, główne bohaterki mają ZAWSZE cudne kreacje!) Ocena 4/5.

V - Ravenswood
Caleb Rivers, chłopak Hanny z PLL (patrz wyżej) wyrusza do Ravenswood, by pomóc Mirandzie w odnalezieniu jej jedynej rodziny - tajemniczego wujka zamieszkującego rezydencję pełną sekretów. Po dłuższym pobycie w tym nietypowym mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy i wtedy nasi bohaterowie poznają Luka, Olivię i Remy. Wkrótce Miranda ginie w wypadku samochodowym, lecz jako duch kontaktuje się z Calebem i później z pozostałymi przyjaciółmi. Lubię klimaty tajemnic, jakiś przekrętów i niedomówień, więc serial jak najbardziej na TAK. Ocena 4/5. 

VI - Glee
Próbowałam sobie przypomnieć powód, dla którego chciałam zobaczyć ten serial. Słyszałam o nim nie raz, nie dwa i nadal nie mogłam się zdecydować. Niestety (lub stety) po śmierci Cory'ego Monteith zrobiło się tak głośno, że chciałam wiedzieć : kto to był, kim był i czy na prawdę tak dobrym aktorem był. Włączyłam więc i BAM - nie mogłam znaleźć nic lepszego dla mnie. Serial muzyczny, w którym co 5 minut śpiewają (musical), więc byłam w niebie! Piosenki były aktualne, a aktorzy, którzy je śpiewali mieli piękne barwy głosów. Wielowątkowość mnie utrzymała przy tym serialu, jednak mam wrażenie, że odcinki po śmierci głównej postaci będą bardzo oklepane, co już zauważam (sezon 5). Ocena 4/5.

VII - Ekipa z Newcastle (Geordie Shore)
Jeżeli ktoś tego jeszcze nie widział, to chyba powinien. Wrzucają do domu 8 debili (wybaczcie określenie, ale taka prawda) i obserwują ich 24/7. Przekleństwa, pijaństwo, sex, rozpusta, głupota, kretynizm - mogłabym tak wymieniać długo. Jest to jednak tego typu show, że chce się to oglądać. Co więcej - nawet chciałam zgłosić się do polskiej edycji! Na szczęście zrezygnowałam! W każdym razie, jeżeli chcę się pośmiać, to oglądam właśnie to. Niestety nie jest to zbyt 'inteligentna' rozrywka. Ocena 3/5.

VIII - Ekipa z Warszawy (Warsaw Shore)
Polska edycja zagranicznych ekip, czyli: wrzucimy debili do domu i niech się dzieje co chce. Potem ładnie to okroimy, tu wytniemy- tu dokleimy i powstanie biznes jakich mało. Ktoś miał dobry plan. Takiej patologi się nie spodziewałam, muszę przyznać. Myślałam, że faktycznie będzie goło i wesoło ("krzycz Trybson!"), a tutaj jest po prostu wulgarnie. Nie zadowala mnie to pod żadnym pozorem, oglądam po prostu z ciekawości, ot tak, żeby zmarnować czas. Ocena 2/5.

 IX - Plotkara (Gossip Girl)
Narratorem jest plotkara 'gossip girl' której tożsamości nie jest nam pisane poznać. Historia typowych, bogatych dzieciaków chodzących do prywatnej szkoły. Przedstawiane są ich codzienne (nudne) problemy, intrygi i tak dalej. Nie wiem jakim cudem dotrwałam do 16ego odcinka pierwszego sezonu. Zrobiłam to z ciekawości, bo moja przyjaciółka obejrzała aż DWA sezony, za co jej serdecznie gratuluję. Poza tym tutaj aktorki jakąś wielką 'grą aktorską' podzielić się z nami nie mogą. Ocena 2/5. 

X - Miłość na Bogato
Szczerze mówiąc, zaczęłam oglądać z ciekawości tylko dlatego, że gra tam Marcela Leszczak. No cóż, wkręciłam się, bo obejrzałam pierwszy sezon w jeden dzień. Jednak nie ma tam jakiejś ciekawej fabuły, wszystko było do przewidzenia, wymuskane i lalusiowate postacie mieszkające w 'lepszej' części Warszawy. Snobizm - ładnie mówiąc. Aktorzyny nie wiadomo skąd wzięte. Każda postać nazywa się tak, jak w rzeczywistości (bynajmniej część) co jest dość nietypowe. Poza tym brak scenariusza powoduje, że ten niskobudżetowy serial równa się z poziomem 'Trudnych spraw' czy 'Dlaczego ja?'. Ocena 1/5.


No i taka jest moja 'mała' lista serialowa. Mimo ocen i opinii jakie mam na temat poszczególnych seriali oglądam je wszystkie regularnie. Dlaczego? Nie lubię się nudzić. Nie cierpię... I to jest takie (dość kiepskie, ale jest) rozwiązanie (lek) na nudę.

A wy? Lubicie te seriale? Zgadzacie się ze mną? Co sądzicie o oglądaniu seriali? Wolicie długie filmy, czy też krótkie? Let me know!

Pozdrawiam, K.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rossmannowe szaleństwo!

Inaczej tego nazwać nie można... Robią promocję -40% na kilka dni, na produkty do makijażu, a te 'babska' (wybaczcie określenie) pchają się, bo puder, który normalnie kupią za 20, teraz dostały za niecałe 12zł. Nie ukrywam, że takie przeceny strasznie zachęcają i bardzo ochoczo wybrałyśmy się z mamusią po małe co nie co. Czasu zbyt wiele nie miałyśmy, więc kupiłam tylko podstawy (oczywiście do produktów Maybelline podchodziłam trzy razy, bo nie mogłam się dopchać) .

Moje zakupy składały się z podkładu, tuszu do rzęs i pudru - poszalałam! Wyglądało to mniej więcej tak, jak projekt 'Denko' i produkty zastępcze. Take a look:




Rimmel puder Match perfection 8.5g (już kiedyś się u mnie sprawdzał) - zastępuje Stay Matte, który wcale nie matuje i trzeba go co 5 minut poprawiać..


Maybelline tusz do rzęs Volum' express (wodoodporny, wydłużający i pogrubiający - zobaczymy co z niego będzie) w zastępstwie za Astorowy Play It Big (który sklejał rzęsy)

I to są moje skromności, produkty z lewej to nowości, z prawej - starocie. 
A wy, zapewne też obkupiłyście się w Rossmanach :) Pochwalcie się, o ile jeszcze to się nie pojawiło na waszych blogach, co tam ciekawego macie!

Lovki!

P.S. Czy ktoś wie, gdzie można kupić tanie, a dobre PĘDZLE do makijażu? Głównie do pudru, bronzera, różu i podkładu. Dajcie znać!

P.S.2. Co sądzicie o aktualnym wyglądzie bloga? Prosty, ale bardzo różowawy. Czy przeszkadza to wam, czy razi w oczy? Czy jest w miarę estetyczny i przyjemny? 


sobota, 23 listopada 2013

Nike Air Max

Hej kochani! Ostatnio wspominałam o tym, że wygrałam Air Maxy w konkursie love.it . No i łaaaał, po TYGODNIU przyszły do mnie te o to buty :




No właśnie. Pierwsze, o czym pomyślałam : Hej, przecież chciałam BIAŁE z RÓŻOWĄ podeszwą i NIEBIESKIMI sznurówkami oraz łyżwą. Chyba się 'trochę' pomylili... No więc, jak to ja, napisałam do szanownej firmy, że wszystko FAJNIE i PIĘKNIE, ale to nie są buty, jakie sobie zażyczyłam. Odpisali mi natychmiastowo (o, dziwo!), że tylko takie udało im się 'zdobyć'. Samo to słowo wydawało mi się dziwne, ale nie skomentowałam, tylko już podziękowałam za obuwie i wzięłam się za przymierzanie.

Sam fakt, że poprosiłam o rozmiar 39, a dostałam 40 już mnie nawet nie zdziwił. Raczej to, że buty były mniejsze, niż sądziłam mnie nieco zszokowało. Czyżby rzekome ORYGINALNE buciki firmy NIKE były nie tak oryginalne?

O air maxach czytałam mnóstwo, więc doskonale wiedziałam jak sprawdzić, czy moja nagroda to podróbki. Po pierwsze ich wygląd : zrobione są dobrze. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy amortyzatory wewnątrz to zwykłe, oszukane plastiki czy poduszeczki, jak przewidziano w oryginałach. Kolejna rzecz, to kod pod językiem. Wrzucam ten kod w google i wyskakują mi same zdjęcia takich butów. Wtedy się uspokoiłam. Zajrzałam jeszcze do 'wnętrza' buta, żeby zobaczyć wkładkę. Widniał na niej znaczek NIKE więc było już ok. Jeszcze na w razie co sprawdziłam wewnętrzne szycie buta i na moje oko wszystko wydaje się być 'cacy'.

Te buty są oryginalne, i mają szczęście! Bo ze mną mieliby ścieżkę sądową, i to nie jedną. Ludzi oszukiwać nie wolno, a w czasach, w których każdy jest obeznany w swoich prawach, nie ma po prostu sensu próbować ludziom namącić. A wy, jakie macie sposoby na sprawdzanie, czy AIR MAX to oryginały? Spotkałyście się z oszustwami? Co sądzicie o noszeniu podrób? Wypowiedzcie się! :))





A w następnej notce przegląd moich ulubionych seriali ;)) Buźka!


piątek, 15 listopada 2013

What Now?

" Anybody in love? Good 'cause only you really know how complicated that shit can get. If you know what I'm talking about, please tell single words, you know them. Just two words you really need to know: What now? " Ktoś zakochany? Dobrze, bo tylko ty na prawdę wiesz jak skomplikowane to gówno może być. Jeżeli wiesz o czym mówię, powiedz te dwa słowa, znasz je dobrze. Tylko dwa słowa, których potrzebujesz: Co teraz? - dow.tłum.

To są słowa Rihanny z koncertu w Gdyni. Właściwie na każdym, innym koncercie mówi coś podobnego przed wykonaniem piosenki "What now?". Dzisiaj chcę napisać o jej teledysku.

Nie jest to coś, czego bym się po niej spodziewała. Zupełnie nie pasuje do tej piosenki (bynajmniej dla mnie). Sama Riri wygląda na nim dość dziwnie. Odważyłabym się użyć nawet słowa 'opętana', chociaż wiem, jak wiele fanek Rihanny by to zabolało. No cóż.. Sama jestem jej fanką, i oglądam teledysk do piosenki, w której jest tyle o uczuciach, a ona wygląda jak ... użyję angielskiego słowa, bo nie wiem czy w którekolwiek polskie jest na tyle wystarczalne - 'whore'. No przepraszam, ugryzłam się właśnie w język, bo kocham tę barbadosskę, ale BEZ JAJ! Sznur owinięty wokół szyi, że ledwo oddycha, a na nim zawieszony czarny krzyż. Już i tak pół sukcesu, że nie był do góry nogami!

Ogólnie całość jest dość mroczna, tajemnicza. Liczyłam, że będzie więcej bieli i czystości, w końcu śpiewa o miłości (łał, nawet zrymowałam!). Zamiast tego brud, szarość i czerń. Trochę mi się skojarzyło z Paranormal Activity. Pewnie przez te telewizory, na których obraz przeskakiwał co rusz to w prawo, to w lewo.

 Może trochę odzwierciedla jej uczucia. Nie wie, co zrobić, więc wszystko jest mroczne, a jej strój pozostawia WIELE do życzenia. No, ale to tylko moja opinia. A wy, co sądzicie? :)

Oglądajcie jej teledysk i wypowiedzcie się! Do samej piosenki nie mam żadnych zastrzeżeń, doskonale wiem co Rihanna chciała przekazać. Do mnie ten przekaz dotarł, a to najważniejsze :))


poniedziałek, 11 listopada 2013

Design! + Air Maxy

TOTALNIE nie podoba mi się wygląd mojego bloga. Chciałam go odświeżyć, chociaż tamten jakiś stary nie był. No ale, moje intencje diabli wzięli. Myślałam, że nagłówek jakościowo wyjdzie lepiej - myliłam się. Jest ktoś chętny, żeby zrobić mój blog 'na bóstwo'?

Kiedyś miałam do tego większą smykałkę, zdecydowanie... Robiłam koleżankom całe szablony na blog.onet.pl , a teraz? Teraz się wypaliłam jak stara świeca, nie mam mojej weny twórczej, nawet już nie tworzę opowiadań. Dusza humanisty gdzieś we mnie zgasła... Dlatego, jako matematyk/informatyk potrzebuję pomocy. Niekoniecznie, żeby ktoś odwalił za mnie brudną robotę, ale może jakaś mała podpowiedź co do design'u ? Wszystko, co wpadnie wam do głowy! Z czym możecie mnie kojarzyć, jak mnie oceniacie poprzez wpisy i styl pisania, taką, jaką mnie widzicie - taki ma być mój blog! Ja siebie sama nie widzę, ale wy mnie owszem. Więc proszę, pomóżcie! :(

Macie na koniec moją nową miłość - Arctic Monkeys ! Kto lubi/lubił? Kto zamierza posłuchać? Dajcie znać! :))

P.S. Na pewno ktoś z Was kojarzy konkursy na facebooku. Większość z nich to ściema, a osoby, które rzekomo wygrywają, to podstawione konta fikcyjne. Jednakże! UWAGA UWAGA - na LOVEIT na Facebooku WYGRAŁAM AIRMAXY! AAAAAA! Nawet nie wiecie jak się trzęsłam, jak to zobaczyłam. Na dowód screen ekranu :
Stoi jak byk, moje imię i nazwisko oraz link do profilu. Nie ma szans, nie może być to oszustwem! Jeszcze widać mój komentarz jako pierwszy (haha, widać, ze tylko tyle mogłam z siebie wydusić!), więc jest to żywy dowód na to, że WYGRAŁAM i nagroda MI SIĘ NALEŻY. Przepraszam, że tak się szczycę, czy tutaj to upubliczniam, ale STRASZNIE nie lubię OSZUSTW wobec ludzi, dlatego, gdyby się przypadkiem okazało, że nie wiedzą O CO MI CHODZI i KIM JA W OGÓLE JESTEM, to jest tego dowód.

Pozdrawiam, Dobranoc :) !

piątek, 8 listopada 2013

Męski #thisisbrit

Witam Was serdecznie!

Dzisiaj przyszły do mnie próbki, co prawda nie do końca skierowane do mojej grupy konsumentów, ale bardziej do MĘŻCZYZN. #thisisbrit odwiedziło mnie w pięknej, eleganckiej, czarnej kopercie. W środku, jak wiele z was się domyśliło, próbki ZAPACHÓW od Brit. Trzy testery, nietypowe, bo w formie TATUAŻU!


Bardzo fajna sprawa. Tatuujecie sobie np. rękę, macie tatuaż w kształcie takiego małego flakonika i cieszycie się zapachem do końca dnia (no, może trochę przesadziłam, bo to próbka, ale na pewno trzyma te kilka-kilkanaście godzin).



Próbka testowana przeze mnie. Bo kto powiedział, że tylko mężczyźni decydują, który męski zapach, jest tak na prawdę męski? Oczywiście, jedynych mężczyzn w moim domu spytam o ich skromne (lub nie) zdanie na ten temat, jednakże moja opinia pozostaje tutaj najważniejsza.


Moja ocena : Zapach jest bardzo ładny. Na pewno czuć, że jest męski. Kojarzy mi się z jakimś Calvin'em Klein'em, jednak nie jestem pewna z jakim... W każdym razie podoba mi się i byłabym zadowolona, gdyby mój chłopak właśnie tak pachniał. Mojej mamie również się podoba, też kojarzy go z Klein'em, więc chyba dobrze mi świta :)



A wy? Co sądzicie o męskich perfumach? Macie jakieś ulubione, męskie zapachy? Dajcie znać!

środa, 6 listopada 2013

Długie, zdrowe paznokcie?

... to chyba nie możliwe. Bynajmniej dla mnie! Bo, przecież, jak to jest możliwe, że staram się, nie obgryzam, nie moczę, ładnie piłuję, odżywiam, a one co? Nic. No stoją w miejscu, nie rosną, a jeżeli coś 'wykiełkuje' , to za chwilę się zahaczy i paznokieć do spiłowania. A żeby było śmieszniej, kiedy jakimś cudem po 23874 miesiącach dosłownie nie-dotykania troszkę podrosną, to kształt zaczyna się psuć. Nie wiem, czy tylko ja mam takie problemy, ale przeglądam inne blogi z zazdrością, gdy widzę takie piękne pazurki, których nie mogę utrzymać. 

Dalej, starałam się naturalnymi metodami 'wyhodować' co-nie-co. Na próżno. Później brałam tabletki. Przeróżnych producentów, polecane u różnych źródeł. Były też takie, które przy okazji wzmacniały włosy ( i tutaj akurat się sprawdziły - o dziwo! ) jednak też bez rezultatów. Ręce opadały, dosłownie. Zdecydowałam na chemiczne przyspieszenie. I tutaj bam! Coś się zaczęło dziać. Pytanie tylko 'Co?'

Pierwszy produkt, jaki zdecydowałam kupić, miał być drogi i znanej marki, żebym miała pewność, że zadziała, uzdrowi paznokcie, przy okazji podrosną i nabiorą odpowiedniego kształtu. Z takim zamierzeniem udałam się do Rossman'a. Znalazłam się pod wystawką produktów Sally Hansen i po przejrzeniu wszystkich opcji zdecydowałam się na 'MAXIMUM GROWTH'.


Informacje od producenta : Powerful protection for short nails. (skuteczna ochrona na krótkie paznokcie) Triple-protein and silk formula helps fortify nails and improve nail condition. (formuła potrójnego białka i jedwabiu pomaga wzmocnić paznokcie i poprawić kondycję paznokcia) 

Wzmacnianie : zauważalnie dłuższe paznokcie w ciągu 1 tygodnia.

Martwią Cię: paznokcie, które są zbyt słabe na to, żeby były długie.

Jak to działa? formuła zawierająca proteiny i jedwab natychmiastowo wzmacnia miękkie, obgryzione i słabe paznokcie oraz chroni je przed złamaniem i rozdwajaniem.

Rezultat: Zauważalnie dłuższe paznokcie już po pierwszym tygodniu stosowania.

Sposób użycia: Nałóż 1 warstwę na niepomalowane paznokcie lub użyj jako bazy pod lakier kolorowy.

Hasełka reklamowe, które mnie zachęciły : Visible results in 1 week! (badania oparte na grupie 103 konsumentek.) America's #1 Nail Brand. Maximum Growth. GROWTH.

Moja opinia:  Z jakiej strony by na to nie spojrzeć, producent się spisał. Była zauważalna różnica w długości w ciągu tygodnia. Wszystko fajnie, pięknie, bo troszkę podrosły. Ale nie za taką cenę! I to nie o kwocie (ok. 30 zł) mówię, a o stanie moich paznokci. Jeszcze tak rozdwojonych to nigdy nie miałam! Pierwszy i ostatni raz kupiłam coś drogiego, znanej i polecanej marki. W tej cenie mogłabym nabyć coś o wiele lepszego, wydajniejszego i odpowiedniejszego dla moich paznokci. Bzdura totalna i marnotractwo. Stracili mnie jako klienta, a przecież miało być tak pięknie...

No nic, po kilku miesiącach nie używania niczego, paznokcie troszkę się zregenerowały. W tym czasie były często malowane przeróżnymi lakierami z różnych marek, więc były narażone na osłabienie, jednak dzielnie się wzmocniły i było z nimi w miarę 'OK'. Nadal pozostawało pytanie ' Co z tą długością? ' - postanowiłam kupić coś tańszego, na próbę. A co tam, raz się żyje - zaszalejmy! 

Ponownie znalazłam się w Rossman'ie, gdzie powędrowałam pod jedną z tańszych półek z produktami od 'wibo'. Miałam mnóstwo lakierów z tej firmy i zawsze byłam w miarę zadowolona (jak na 6zł) więc postanowiłam wziąć też coś od nich. Wybrałam utwardzacz do paznokci.

Dwa zdjęcia: jedno wzięte z internetu, drugie moje. Wrzucam oba, bo na moim nic nie widać, jak widzicie. 

Od producenta (zbyt wiele tego nie ma): utwardzacz do paznokci 'wibo' zawiera proteiny , przedłuża trwałość lakieru. Pielęgnuje słabe, rozdwajające się paznokcie dzięki silikonowej powłoce, która chroni płytkę paznokcia przed niebezpieczeństwami dnia codziennego. Stosować na lakier do paznokci.

Ode mnie: Ogólnie można powiedzieć, że się spisał i zadowolona z niego jestem. Wzmocnił paznokcie, podrosły. Położony na lakier przedłuża jego trwałość. Wszystko się zgadza. Trzeba jednak liczyć się z faktem, że tak tani produkt (6 zł) nie wytrzyma zbyt długo. Ba-wytrzyma AŻ dzień. I po dniu schodzi. Zwłaszcza, gdy ma się kontakt z wodą, co jest nieuniknione. Momentalnie się zahacza, odstaje w końcikach i odchodzi warstwami. To jego jedyny, ale dosyć duży minus. Ale czego się spodziewać za (prawie)darmo?

A wy? Jakie macie doświadczenia z tymi wzmacniaczami? A może macie domowe, niezawodne metody, którymi wzmacniacie i przyspieszacie porost pazurków? Dajcie znać!

Hugs!

niedziela, 3 listopada 2013

Cooks!

Nie bardzo wiedziałam o czym pisać, ale stwierdziłam, że dzisiaj będzie o gotowaniu. Jak to ktoś mądry powiedział : " Polacy nie tańczą, Polacy gotują ". Tak więc będzie o gotowaniu i to nie byle jakim, ale z najlepszymi ( według mnie ) kulinarnymi blogerkami. Właśnie dlatego zamieszczam tutaj małą listę moich OH&AH. Kolejność nie ma znaczenia:

Dwie prawe ręce, czyli Michalina (którą miałam okazję poznać) i Anna. Na moje - genialne blogerki kulinarne. Na ich blogu znajdziecie misz-masz wszystkiego, od słodkich drożdżówek i ciast przez proste przepisy obiadowe do hamburgerów domowej roboty. Wchodzę praktycznie codziennie i czerpię inspiracje, zwłaszcza na to co by tu sobie podjeść. 
White Plate - biały talerz Elizy Mórawskiej. Oprócz wspaniałości i bogactwa pod postacią licznych przepisów, bloggerka cieszy nasze oko również niesamowitymi fotografiami, a przecież fotografia była jej pasją jeszcze zanim zaczęła blogowanie. Smak i prostota, wszystko perfekcyjne i z kropką nad ' i '.

Cóż mogę rzec? Mój ulubiony blog cukierniczy - to na pewno. Stronę sprawdzam codziennie ( jestem strasznym łasuchem ) i ślinię się do ekranu. Mogłabym robić i jeść wszystko, co pani Dorota tam wstawia, pisze, tworzy - jakkolwiek to nazwać. Nic dodać - nic ująć! Uwielbiam, zwłaszcza przez to, jak barwniki potrafią zmienić zwykłe ciasto w coś wspaniałego!

Na dzisiaj to tyle. Nie wstawiam zdjęć (jeszcze) moich smakołyków, bo nie mam aparatu. Mogę jednak powiedzieć, że wiele przepisów z tych blogów wypróbowałam i zawsze się sprawdzały.
Lecę na jakąś kolację i trzeba się dalej kurować (kaszel, katar, zapalenie krtani).
Love!